reżyseria - Marek Okopiński
scenografia - Łucja i Bruno Sobczakowie
Prowadzący - Krzysztof Gordon
Seneka - Jerzy Kiszkis
Petroniusz - Andrzej Szaciłło
Prazea - Andrzej Nowiński
Wykonawca -Florian Staniewski
Głos z widowni
Czarna Sala Teatru „Wybrzeże” podczas sobotniej premiery zamieniona została w salę sądową. Prowadzący (w tej roli wystąpił Krzysztof Gordon) przedstawia publiczności relacje z czynności aparatu ścigania. Oskarżeni, ludzie z dworu Nerona: Seneka (Jerzy Kiszkis), Petroniusz (Andrzej Szaciłło) i Trazea (Andrzej Nowiński) bronią się sami i . . . oskarżają wzajemnie. Zadaniem czynnie uczestniczącej w spektaklu publiczności jest uniewinnienie, ale tylko jednego z oskarżonych.
Sztukę ..Ludzie cesarza" napisał Zygmunt Hübner, wyreżyserował - Marek Okopiński. Hübner wykorzystał fakt, że sceny sądowe z natury swej są teatralne, zresztą, nie on jeden
do tego wniosku doszedł, i nie on jeden zrealizował na tej podstawie spektakl. Niemniej to, co
zobaczyliśmy w Gdańsku odbiega nieco od dotychczasowego schematu. Autor nie staje po niczyjej stronie, nie odczuwa się, aby wyraźnie sympatyzował z którąś z postaci. Ten
charakterystyczny sąd, który obraduje po dziewiętnastu wiekach, tylko w zewnętrznej warstwie odnosi się do Nerona i jego ludzi. Faktycznie pod osąd postawieni są ludzie władzy,
ich postawy. Seneka, Petroniusz, Trazea równie dobrze mogli znajdować się na dworze któregoś ze współczesnych władców Afryki (takie porównania w spektaklu padają) lub też w każdym innym rządzie, dosyć przejrzyste są dla odbiorcy aluzje do naszych władz np. lat siedemdziesiątych. Chodzi więc o konfrontację postaw.
Jakie więc są te postawy?
Pierwszy podsądny - Seneka. Po dojściu Nerona do władzy został jego doradcą, wywierającym jako jego wychowawca znaczny wpływ na postępowanie władzy, przynajmniej w początkowym okresie rządów. Wyznawał zasadę współpracy z rządem
w imię dobra państwa i poszanowania systemu władzy. Wiedział więc doskonale, co się w państwie dzieje. Był uczestnikiem wszystkich dworskich intryg, mordów i szaleństw władcy. Po kilku latach popadł w niełaskę Nerona i został zmuszony do popełnienia samobójstwa.
Petroniusz reprezentuje postawę estety, który żyje w świecie sztuki, nie troszcząc się o to, co się wokół dzieje. Choć oczywiście jako człowiek światły i będący w bliskiej zażyłości
z Neronem nie mógł nie zauważyć nieprawości władcy.
I wreszcie trzeci - Trazea. Jego postawa jest nieskazitelna, Trazea nie uczestniczy w nieprawościach. Trazea usuwa się na pozycje opozycjonisty. Nie bierze udziału w głosowaniach senatu, ostentacyjnie opuszcza salę. Nie ma sobie nic do zarzucenia.
W końcu tak samo jak dwaj poprzedni - zostaje zmuszony do odebrania sobie życia.
Która z postaci po wiekach może uzyskać aprobatę współczesnych? Osądzają
sami podczas przedstawienia. Dwie rzeczy w dramacie Hüibne ra zwracają uwagę. Pierwsza, że postacie zostały wyizolowane z tła społecznego. Powstaje więc sytuacja „czysta" - władza a ludzie władzy, bez zbędnych zaciemnień pozwala przeprowadzić wręcz laboratoryjną
analizę postępowania „ludzi władzy", zamykając motywy uczynków wszystkich trzech postaci w obrębie dworu.
I zabieg drugi, mający kilka aspektów czyli umieszczenie rozprawy w teraźniejszości. Pozwala to na wspomniane już udogodnienie i odniesienie postaci do różnych sytuacji
historycznych (wspomniany zostaje np. Robespierre. Pozwala też autorowi na nigdy nie przekraczającą ram dobrego smaku zabawy kosztem współczesnych, zaznaczam - zabawy,
która nie przekształciła się w złośliwy rechot, choć miejscami nabiera nieoczekiwanej pikanterii, jak np. wówczas, gdy sąd cytuje fragment pisma jednego ze współczesnych
historyków (prof. Aleksandra Krawczuka obecnego ministra kultury, a więc człowieka władzy), w którym tenże historyk ewidentnie rozprawia się z władzą... Nerona.
Krzysztof Gordon jako prowadzący rozprawę kreśli sylwetkę człowieka zasadniczego, bystrego, konsekwentnego, i prawie że beznamiętnego, jak na wykonywaną w spektaklu funkcję przystało. Miejscami pozwala sobie na bardzo delikatną intrygę, nie pozwalającą jednak na odgadnięcie ewentualnych sympatii czy antypatii. To dobra, choć nie
bardzo wdzięczna dla aktora rola. Petroniusz w wykonaniu Andrzeja Szaciłło trochę za bardzo próbuje się przypodobać publiczności, za mało w nim jak dla mnie elegancji w geście,
sposobie podania tekstu, jak na arbitra elegantiarum za jakiego w Rzymie był uważany, przystało. Nie przysłużyło się także postaci jeszcze nie najlepsze opanowanie tekstu i konieczna interwencja suflerki.
W miarę sugestywną sylwetkę przedstawia Jerzy Kiszkis jako Seneka, choć i jemu zdarzają się potknięcia tekstowe.
I w końcu czwarta postać - Wykonawca, czyli Florian Staniewski - poprawny, choć nadmiernie wystylizowany szczególnie w sprawozdaniu ze śmierci Seneki. Scenografia Łucji i Bruna Sobczaków oszczędna czyli jedyna możliwa w takim spektaklu.
W sumie - ciekawa propozycja dla sympatyków teatru politycznego; nie natrętna, bez zbędnego moralizowania i dająca znakomity temat do dyskusji - takiej, jaką my Polacy
bardzo lubimy.
Grażyna Zubrzycka
„Wieczór Wybrzeża” nr 118, 22 czerwca 1987
NA ROZDROŻU
„Ludzi cesarza" Zygmunta Hübnera w wykonaniu zespołu Teatru Wybrzeże pod reżyserią Marka Okopińskiego obejrzało się z przyjemnością. Petroniusz, Seneka... Iluż znakomitych pisarzy inspirowało się nimi (Szekspir!), ilu o nich pisało (Sienkiewicz!). Hübner zrobił z tego jakby przypowieść filozoficzną rozłożoną na głosy. Akcji tu nie ma, bo jakaż być by mogła - w zaświatach, wśród ofiar Nerona. To bardzo stary wzorzec: „Rozmowy zmarłych" Lukiana, naśladowany przez Fontenella i następców, a w wersji Hüibnerowskiej przypominający nowelę (której autorstwo wyskoczyło mi z pamięci) o podróżnym na rozstaju trzech dróg: wybrał jedną i spotkały go krwawe przygody w jakimś zajeździe; wybrał więc inną, wystrzegając się podobnych sytuacji i rekwizytów, ale wynik był ten sam; wybrał wreszcie trzecią, gdzie zanosiło się na całkowitą odmienność, lecz i tam los go dopadł w identyczny sposób... Jakiż stąd wniosek może być inny niż ten, że kto chce ocalić własną godność, nie może poprzestać na zachowaniu postawy, lecz musi działać — przewalczyć narzucone reguły gry. Inaczej pozostają tylko apologetyczne rozhowory poniewczasie...
Te rozhowory Okopiński wystawił z energią i swadą, może nawet chwilami
nadmierną, co już należy do „ducha czasu": z podobnie nerwową popisowością wypowiadało się wielu takich, co przeskoczyli z obozu do obozu... Duch czasu! (...)
M.A. STYKS
„Życie Literacki” nr 29, 23 lipca 1989
WYBORY
Czarna Sala Teatru „Wybrzeże" stała się idealnym miejscem prezentacji sztuki ZYGMUNTA HÜBNERA. MAREK OKOPINSKI rozbił tradycyjną strukturę teatralnej sali; z podziałem na scenę i widownię. To my, widzowie otaczamy ze wszystkich stron miejsce akcji i bohaterów „Ludzi cesarza", Scenografowie - ŁUCJA i BRUNO SOBCZAKOWIE, przy pomocy nawiązujących do epoki, umownych elementów, zdobiących ściany, przenoszą nas na salę obrad senatu rzymskiego. Z czernią sali skontrastowana jest biel chorągwi, kostiumów głównych bohaterów i ław, na których zasiadamy. Biel kostiumów i chorągwi ożywia kilka jeszcze kolorów; uwagę przyciągają głównie paski czerwieni - niby sącząca się krew.
A o krwi mówi się tu dużo. Atmosfera przedstawienia jest tak sugestywna, osiągnięte napięcie tak duże, że prawie czujemy jej odór. Hübner swoją błyskotliwą sztuką, zdającą się nawiązywać do klimatu niesłusznie dziś zapomnianych dramatów Giraudoux, przenosi nas w czasy Nerona. Tytuł, nawiasem mówiąc, może być trochę mylący – chodzi tu przecież o Rzym cezarów, a nie cesarskie dwory.
Trzy osoby, z otoczenia Nerona — mniej lub więcej nam znane — zostaną poddane
osądowi współczesnych. I to najdosłowniej, bowiem to my, widzowie, mamy w finale przedstawienia uniewinnić tylko jedną z nich. Zanim to nastąpi, Prowadzący (KRZYSZTOF GORDON) aranżuje swoisty teatr w sali sądowej. W ukazaniu nam wydarzeń i ich atmosfery pomaga Wykonawca (FLORIAN STANIEWSKI), tworząc trzy, jakże zróżnicowane portrety,
usłużnej kanalii. Jedno z tych wcieleń Wykonawcy, głupawy centurion — świadek konania
Seneki — wzbudziło nawet histeryczną wręcz wesołość grupki widzów. Rzecz warta
odnotowania, nie tylko ze względu na zamierzony przecież kontrast między prostactwem narratora a grozą śmierci, o której opowiada. Zdaje się, że dla niektórych odbiorców,
wszystko to, o czym wiedzą z ekranu telewizora, jest tylko barwną — chwilami
krwawą — bajką. Stąd postaci i wydarzenia mogą być znane, ale traktowane jako służąca rozrywce fikcja. Krew, która kiedyś płynęła naprawdę, odbierana jest jako czerwona farba charakteryzatorki. Pozostaje mi życzyć w przyszłości doborowemu zespołowi aktorów, większego skupienia na widowni. Nieśmiało tez doradzam widzom (zwłaszcza tym, którzy
już nie pobierali lekcji łaciny), aby przed spektaklem przestudiowali program.
Prowadzący reprezentuje nas, współczesnych. Wykonawca wciela się w rolę z przeszłości. Pozostają trzy główne osoby dramatu, wyodrębnione nie tylko kostiumem. Seneka (JERZY KISZKIS), Petroniusz (ANDRZEJ SZACIŁŁO) i Trazea (ANDRZEJ NOWIŃSKI), wskrzeszeni przed naszymi oczami, żyją wciąż w swoim światku. I wciąż
grają swój teatr wzajemnych animozji. Reprezentują trzy postawy, różniące się wręcz
ilustracyjnie. Ale nietrudno zauważyć, że uwyraźniają się one przez kontrast z pozostałymi.
Bo przecież Trazea nie byłby tak nieskazitelny na innym tle. Te racje i konflikty, splątane ze sobą w nierozerwalny węzeł, nie zestarzały się. Mogą wciąż bawić i uczyć. Sądzę zresztą, że ci z publiczności, którzy zdecydowali się glosować, zaangażowali się rzeczywiście. I bardzo dobrze, że mamy przedstawienie, które niszczy osłonę obojętności i dystansu, która każe nam decydować, choćby o dobrej sławie Seneki. To właśnie Seneka jest w przedstawieniu najbardziej atakowany, jako wychowawca i doradca Nerona. Rysując tę postać Jerzy Kiszkis
nie czyni jej wcale świetlaną; to raczej sprytny rezoner, który własną słabość ubiera w maskę cnoty i wyższej konieczności, aż do samookłamania się. Silnie skontrastowana jest z nim, postać Petroniusza, głównego antagonisty Seneki w trakcie scenicznej akcji. Animozje i dzisiaj zupełnie zrozumiałe, bo kto się bardziej nie lubi niż dwóch literatów... do tego wziętych. To Petroniusz inny niż ten, jakiego obraz narzuciła nam lektura Sienkiewicza.
Jowialny, trochę nawet rubaszny, wnosi wiele humoru.
Ewa Moskalówna
„Głos Wybrzeża” nr 144, 23 czerwca 1987
LUDZIE CESARZA
Akcję „Ludzi cesarza” umieścił Zygmunt Hübner w pierwszym wieku naszej ery, za panowania Nerona. I jak to się często zdarza wykorzystał starożytny kostium dla wyrażenia
wcale nie historycznych treści. Wybór epoki też nie był przypadkowy; wśród ludzi Nerona
Hübner znalazł w stanie czystym interesujące go postawy, które ilustrują stosunek do ludzi
obracających się w kręgach władzy i do absolutnego i zbrodniczego władcy. Postawy
na tyle uniwersalne, że nie potrzebna jest żadna kokieteria by odczytywać je w kontekście
historii najnowszej i współczesności. Przyjrzyjmy się im bliżej.
Lucjusz Anneusz Seneka był wychowawcą Nerona, jego doradcą i współpracownikiem w początkowym okresie panowania. Odsunięty, gdy już sama jego obecność sprawiała, że do głębi zdemoralizowany Neron nie śmiał dać upustu swym najgorszym skłonnościom. Pozostało po nim kilka tragedii, a przede wszystkim listy i pisma filozoficzne o moralnej kondycji człowieka. W sztuce Hübnera reprezentuje pragmatyzm polityczny, coś, co z grubsza można by określić jako wybór mniejszego złą próbę osiągnięcia czegokolwiek w sytuacji, gdy niemożliwe jest osiągnięcie wszystkiego. Jest człowiekiem słabym i próżnym, najlepszym przykładem demoralizującego wpływu władzy na jednostki teoretycznie szlachetne, które zasłaniając się praktycznymi hasłami, dają się wciągnąć w każde świństwo. Jego główny adwersarz, Publiusz Klodiusz Trazea Petus były konsul i senator, to stoik i republikanin. Jego dom, tak jak przedtem dom jego teścia a później zięcia, jest ośrodkiem moralnej opozycji przeciwko bezkarności cesarza. Nie mogąc protestować inaczej, protestuje się tu milczeniem. Seneka zarzuca mu w sztuce Hübnera że pragnie zachować monopol na
uczciwość, nie potrafi jednak wskazać drogi konstruktywnej działalności. Jego dewizą
było - wszystko albo nic, a ponieważ wszystko było niemożliwe, nie robił nic. I wreszcie
trzeci z adwersarzy, Gajusz Petroniusz zwany Arbitrem. Ten, którego Sienkiewicz uczynił
jednym z bohaterów „Quo Vadis". Pisarz, autor poematów będących jedynym w swoim
rodzaju dokumentem epoki. Dworzanin i towarzysz zabaw Nerona jest dla Hübnera uosobieniem cynicznego pięknoducha udającego, że polityka go nie dotyczy. To raczej
on, a nie Seneka reprezentuje postawę mędrca umywającego ręce od wszelkiej
działalności politycznej, wymawiającego się od ponoszenia odpowiedzialności za władzę,
chociaż cały czas pławi się w jej blasku.
Do nas, do publiczności, należy ocena tych trzech postaw. Ocena ta nie będzie równoznaczna z przyjęciem założeń własnego postępowania i z tego przede wszystkim warto zdać sobie sprawę. Ta polityczna igraszka świetnego reżysera, znawcy rządzących teatrem praw, ma przecież bardzo przewrotną pointę. Wszyscy trzej bohaterowie, niezależnie od różnic postawy, skończyli tak samo – z woli Nerona musieli podciąć sobie żyły. Myślę, że Hübner świadomie nie pokazał czwartej postawy, reprezentowanej przez spiskowców z grupy Pizona, z których jeden miał powiedzieć: „jakby inaczej nie mogli przyjść cesarzowi z pomocą jak zadając mu śmierć, gdyż splugawił się już wszelką hańbą". Rewolucja i terror skompromitowały się już dawno. Nie kokietując anachronizmami, wybiegał jednak Hübner chwilami do przodu, a nośnikiem świadomości przyszłych pokoleń jest tutaj przewodniczący trybunału sprawującego sąd nad trzema bohaterami. W przedstawieniu Marka Okopińskiego wystąpił w tej roli Krzysztof Gordon rzeczowy i spokojny, nie pozwalający sobie na demonstrowanie małych triumfów i poniżanie podsądnych. Jego jedynym celem było dojście prawdy, która ma czasami różne oblicza I takie również okazało się to harmonijne, wyzbyte patosu i fałszywych tonów, ze wszech miar godne uwagi, przedstawienie.
Janina Szymańska
Studio Teatralne „Dwójki"
„Ekran” nr 30, 27 lipca 1989
„LUDZIE CESARZA" W DESZCZU
Lipcowy, wakacyjny Gdańsk. W deszczu i chłodzie tegorocznego lata po starych uliczkach snują się tłumy sfrustrowanych urlopowiczów, gromady dzieci, różnojęzyczne wycieczki. Czarna Sala Teatru Wybrzeże powoli zapełnia się. Gong. Rozpoczyna się przedstawienie. Wchodzą aktorzy i zajmują miejsca w kręgu między publicznością. Zabiera głos Prowadzący. „Szanowni państwo! Wysoki sądzie! Tak jest, dzisiejszego wieczoru stanowią państwo ławę przysięgłych. Witam państwa serdecznie, również w imieniu oskarżonych. Morituri vos salutant — witają was ci, którzy mają umrzeć. Sprawa jest wprawdzie przedawniona, wyroki zapadły i zostały wykonane — a ściślej, wykonali je sami podsądni. Ponieważ skazano ich bez prawa do obrony, odwołują się dziś do sądu potomnych." Przed nami filozof Seneka, wychowawca i wieloletni doradca cesarza Nerona, pisarz Petroniusz, towarzysz zabaw cesarza, i polityczny przeciwnik Nerona, senator Trazea. Oglądamy Ludzi cesarza.
Seneka, Petroniusz, Trazea — bohaterowie sprzed blisko dwóch tysięcy lat. Dawne, zamierzchłe czasy, stare, zamierzchłe dzieje. Przypominała je ostatnio nasza TV serialami Pompeje, Quo vadis, Ja, Klaudiusz. Tłumy statystów, przepych cesarskich pałaców, wspaniałość uczt, gladiatorzy, senatorowie, niewolnicy, pretorianie. Kunszt intryg, lawina zbrodni, pełne napięcia wydarzenia, które wstrząsały starożytnym światem. Trudno być przeciw, ale nie można się oprzeć pytaniom: na ile owi antyczni bohaterowie telewizyjnych seriali mogą się stać bohaterami naszej zbiorowej wyobraźni, a jeśli tak, to co to w istocie może znaczyć?
W okresie telewizyjnej mody na antyk (może to tylko zbieg okoliczności?) trzeba przypomnieć, że teatr nasz zgłosił już swoją w tej mierze propozycję. Mowa o sztuce Zygmunta Hübnera. Sztuce poważnej i istotnej, co potwierdza jej gdańskie przedstawienie w reżyserii Marka Okopińskiego. Sztukę swoją zamknął autor w ramy procesu. Proces to jednak niecodzienny. Nie chodzi w nim o dowód winy podsądnych wobec cesarza, o weryfikację jego wyroków, ani wreszcie o dokonanie ich rehabilitacji. Spośród trzech postawionych przed nami oskarżonych wybrać mamy jednego niewinnego, jedynego sprawiedliwego, zgodnie z rozeznaniem sprawy i własnym sumieniem. Tego, którego racje okażą się dla nas najbardziej przekonujące i zasadne. Jeśli zaaprobujemy postawę Seneki, pragmatyka politycznego uznającego zasadę „lepiej coś niż nic", nie będziemy mogli przyjąć racji Trazei, jego odmowy uczestnictwa, maksymalistycznego „wszystko albo nic''. Jeżeli wybierzemy modus vivendi Petroniusza, artysty zamykającego się w swojej prywatności, to obcy nam pozostanie status istnienia jako homo politicus dwóch poprzednich. Tylko jeden może otrzymać nasz głos.
Tak więc w istocie ich wybór staje się naszym wyborem. My również stajemy się aktorami w tej grze. Antyczni bohaterowie i współcześni spectatorowie zostają zrównani w swoim statusie. Zniesiona zostaje granica między mmi a nami, przedział epok. Istnieje jeden czas, czas teatralnego spektaklu. Wspólny kod porozumienia. Mówimy podobnym językiem, mamy podobne doświadczenia. Rozliczne anachronizmy sztuki budzą żywą reakcję publiczności. Ale przede wszystkim prowadzą, przynajmniej w gdańskiej realizacji, do lepszego porozumienia się stron, do pełniejszej prezentacji zasadniczej sprawy. Żeby wybierać, musimy przede wszystkim móc zrozumieć. Otrzymać szansę własnej refleksji.
Gdańskie przedstawienie, nie gubiąc ironii sztuki, nie zacierając jej anachronizmów konsekwentnie prowadzi zasadniczą linię myślową Ludzi cesarza, skupiając się na podstawowym założeniu. Należy na to zwrócić uwagę, gdyż nic łatwiejszego i efektowniejszego jak przerzucanie się piłeczkami kwestii przy dużej zabawie widzów i nic bardziej płytkiego i, chciałoby się rzec, trywialnego w scenicznej prezentacji tej sztuki. Powiedzmy wprost, dotknęliśmy tu problemu, który nazwać można etyką teatru, a co znajduje wyraz w sposobie jego porozumiewania się z publicznością, wyborze kodu, jak i piętra prowadzonego z nią dialogu.
Ale powróćmy do Czarnej Sali. Rozprawa trwa. Bohaterowie walczą o naszą uwagę i aprobatę. Seneka (Jerzy Kiszkis) zaciekle broni swojego stanowiska. Tak, to prawda, wiedział o zamierzonym „wyeliminowaniu" Agrypiny, ale to była konieczność. Wiedział o morderstwie Brytanika, ale... Petroniusz (Andrzej Szacillo) z dystansem, a i pewnym -rozbawieniem bierze udział w rozprawie. Nie żywi zbytnich złudzeń ani zbyt wiele nie oczekuje. Trazea (Andrzej Nowiński) długo milczy, tak jak zwykł był niegdyś milczeć. Swoje racje formułuje wprost i jasno. Prowadzący (Krzysztof Gordon) inteligentnie i przekonująco pełni rolę pośrednika między publicznością i oskarżonymi mając do pomocy Wykonawcę (Florian Staniewski). Wytoczono już wszystkie argumenty, wyjaśniono, co było do wyjaśnienia, przeprowadzono konfrontację słów z czynami. Sprawa dobiega końca. Na salę wnoszą wysokie liczydła i stawiają przy każdym z oskarżonych. Teraz nasza kolej. Należy wstać ze swojego miejsca, podejść do wybranej postaci i na liczydle przesunąć kółko, oddając swój głos. I tak kolejno wszyscy wchodzą w krąg gry, stając się na jedną chwilę aktorami procesu. Wobec podsądnych-aktorów i innych współwidzów. I już oblicza się glosy. Tym razem zwyciężył Trazea. Sprawa skończona. Widzowie opuszczają salę. Skończył się teatralny wieczór, inteligentna sztuka inteligentnie odczytana przez reżysera i inteligentnie, ze świadomością charakteru materii, zagrana przez aktorów. Nie jest to mało.
I znów kolejny dzień lata. Wiatr przegania deszczowe chmury. Na gdańskiej Starówce wakacyjny szczyt. Jarmark Dominikański. Na Szerokiej. Mariackiej, na Długim Targu stragany, stoiska. Kolejki. Ścisk, gwar. Gromady ludzi obładowanych paczkami. Smażalnie ryb, frytkarnie, wózki z lodami. Megafony ryczą przeboje sezonu. Na estradzie pląsają jakieś panienki. Przed Teatrem Wybrzeże tablica – przedstawienia Miłosierdzie płatne z góry i Ludzie cesarza odwołane. Odwołane z braku widzów.
Jan Walczak
„Teatr” nr 11, listopad 1987
W Studiu Teatralnym Dwójki
W lutowym numerze „Dialogu" ukazał się ostatni felieton Zygmunta Hübnera. Profesor Aleksander Bardini napisał: „Jego felietony były sporem nieprzekupnej prawości z sezonową przydatnością, prawości, która była m.in. produktem głęboko przemyślanych diagnoz. Sposób prowadzenia tego sporu sprawia, że felietony Hübnera będzie można czytać zawsze. A dzieje się tak wtedy, gdy autorowi naprawdę o coś chodzi. Gdy zabiera głos, bo nie ma innego wyjścia".
Nie miał też wyjścia Hübner jako „pełny" człowiek teatru. Uprawiając w swoich felietonach nurt głębokiego myślenia kulturalno-etycznego, musiał wcześniej czy
później zmierzyć się z formą teatrowi najbliższą, z dramatem. W ten sposób powstali „Ludzie cesarza". Neron jest postacią budzącą duże kontrowersje wśród historyków, ale jego literacki wizerunek jest jednoznacznie potworny. Czternastoletnie rządy w Rzymie pochłonęły więcej ofiar niż niejedna wojna domowa. Zabójstwa, konfiskaty majątków, procesy o zniesławienie
majestatu, rozpusta i najbardziej wyrafinowane rozrywki budziły powszechną grozę. Ale przecież Neron nie działał sam. Miał wokół siebie ludzi mądrych, doradców świadomych
działania mechanizmów polityki i historii. Bohaterami dramatu są trzej ludzie z najbliższego otoczenia cesarza: Lucjusz Anneusz Seneka, Gajusz Petroniusz i Trazea Petus. Wszyscy skazani przez Nerona na karę śmierci. Tylko jeden z nich stanął przed sądem, a żadnemu nie
przysługiwało prawo do obrony. Autor dramatu przywołał ich osoby z dalekiej przeszłości, aby po dziewiętnastu wiekach zadośćuczynić temu prawu. Ma odbyć się sąd potomnych. Ławę przysięgłych stanowi publiczność, czyli Wy, drodzy Państwo. Wysłuchacie oskarżeń
i wydacie swoje wyroki dla ludzi „zaplątanych" w politykę, opowiecie się za jedną z trzech politycznych postaw.
Seneka: retor, poeta, filozof, wychowawca Nerona, jego doradca w sprawach państwowych. Kierował się zasadą: lepsze coś niż nic, staraj się zmieniać świat po swojej
myśli, na ile to jest możliwe w danych okolicznościach.
Trazea: wszystko, albo nic. Jego formą wypowiedzi było milczenie w Senacie. Zyskał przydomek polityka „nieskazitelnego", manifestacyjnie odmawiał głosowania w sprawach godzących w wolność i prawa obywateli.
Petroniusz: świadomie odcinał się od życia politycznego, chociaż
pozostawał blisko dworu. Był towarzyszem zabaw Nerona i ich organizatorem.
Wśród wzajemnych oskarżeń i prób obrony poszczególnych „opcji" pada wiele zdań i pytań, które tak samo aktualne są dziś, jak i w czasach rzymskich patrycjuszy. Czy etyka ma coś wspólnego z polityką? Czy w polityce liczą się intencje, czy rezultaty? Czy usprawiedliwianie zbrodni jest politycznym kompromisem? Bohaterowie dramatu Hübnera prócz świadomości własnej epoki, posiadają wiedzę o tym, co wydarzyło się później.
Wygłaszają sądy o Robespierze, Dantonie, Leninie. Jest to teatr „racji" i może należałoby skorzystać z mądrego, choć nie oryginalnego przesłania tej sztuki, że historia jest
bardzo dobrą nauczycielką życia. Prawdziwe są też słowa Seneki: „Zawsze będą w świecie mordercy, zawsze tyrani, złodzieje, grabieżcy, świętokradcy i zdrajcy".
„Ludzi cesarza" trzy razy wystawiano na deskach teatralnych: w Teatrze Starym w Krakowie, w Teatrze Wybrzeże w Gdańsku i w warszawskim Teatrze Ateneum.
Spektakl, który Państwo obejrzą jest przeniesieniem z gdańskiego Teatru Wybrzeże.
Dorota Buchwald
„Antena” nr 28, 5 lipca 1989