PWST Warszawa
premiera czerwiec 1952
reżyseria - Władysław Sheybal
przekład - Bronisław Dąbrowski
scenografia - Julia Berli, Jolanta Bieguszewska, Halina Mahej, Jacek Sempoliński
obsada:
Prozorow - Stanisław Prokuratorski
Natalia Iwanowna - Irena Malarczyk
Olga - Wanda Uziembło
Masza - Anna Borkiewicz
Irina - Janina Nowicka
Kułygin - Henryk Czyż
Wierszynin - Andrzej Grzybowski
Tuzenbach - Zygmunt Hübner
Solony - Jerzy Felczyński
Czebutykin - Edmund Karwański
Fiedotik - Witold Filler
Rode - Tomasz Mościcki
Fierapont - Zdzisław Leśniak
Anfisa - Barbara Fiszer
JESZCZE JEDNO ZWYCIĘSTWO CZECHOWA (Roman Szydłowski)
Antoni Czechow: „Trzy siostry”. Dramat w 4-ch aktach. Przekład Bronisława Dąbrowskiego. Reżyseria Władysława Sheybala. Oprawa plastyczna: Julia Berli, Jolanta Bieguszewska, Halina Mahej, Jacek Sempoliński (Studenci ASP). Premiera w Teatrze „Studio" Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej w Warszawie (warsztat teatralny).
Należy gorąco przyklasnąć właściwemu wyborowi sztuki, którą przygotowali studenci wydziału aktorskiego Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej pod kierownictwem Władysława Sheybala, studenta wydziału reżyserskiego. Piękna, wzruszająca, głęboko humanistyczna i prawdziwie postępowa sztuka wielkiego klasyka literatury rosyjskiej daje nie tylko ogromną satysfakcję artystyczną przyszłym aktorom, biorącym udział w jej inscenizacji, lecz również pozwala im rozwijać się, pogłębiać, kształtować swą indywidualność twórczą w jak najbardziej pożądanym kierunku. Każdy z uczestników tego przedstawienia wyniósł z niego z pewnością wiele korzyści, dając przy tym cenne wartości widzom, którzy przedstawienie zechcą obejrzeć.
Obok trafnego wyboru sztuki jest wartość przedstawienia w dużej mierze zasługą młodego reżysera Władysława Sheybala. Opierając się w zasadzie o piękną inscenizację krakowską „Trzech sióstr” w reżyserii Bronisława Dąbrowskiego (w której jako aktor brał udział), wniósł Sheybal do przedstawienia również sporo własnej inwencji reżyserskiej. Przede wszystkim starał się przystosować trudne zadania aktorskie, wynikające ze sztuki do możliwości młodych uczestników przedstawienia. Dzięki temu sytuacje zostały ustawione w taki sposób, aktorzy zostali poprowadzeni w tym kierunku, który gwarantuje cenną zaletę: prostotę i bezpośredniość ekspresji scenicznej, pozbawioną jakiejkolwiek pozy, sztuczności, którą młodzi aktorzy pokrywają zwykle nieumiejętność wykonania trudnych zadań.
Sheybal musiał też przystosować koncepcję inscenizacyjną do warunków, małej sceny teatru szkolnego. Dlatego też ostatni akt trzeci, jest rozwiązany nieco inaczej, niż przywykliśmy do tego w tradycyjnych inscenizacjach. Brzozy otaczające dom Prozorowych, które tradycyjnie umieszcza się na pierwszym planie, są tu w tyle, natomiast na froncie sceny umieszczona została weranda domu, gdzie rozgrywa się cała akcja. Wreszcie wydaje się, że mając wielkie trudności z wydobyciem szczerego liryzmu „Trzech sióstr”, tak trudnym dla niedoświadczonych aktorów, poszedł Sheybal, szczególnie w pierwszych dwóch aktach, raczej, po linii satyrycznej.
„Trzy siostry” są sztuką o przepięknym tekście i chyba bogatszym jeszcze podtekście. Z podtekstem było w przedstawieniu szkoły najgorzej. Trudno jednak mieć o to pretensje do tak młodych aktorów.
Mimo braków i słabości aktorskich — przedstawienie wzrusza. Jest to jeszcze jeden dowód potężnej siły emocjonalnej, która tkwi w „Trzech siostrach”, jeszcze jedno zwycięstwo Czechowa. Mógłby ktoś zapytać: czyż można sztukę tak trudną powierzać reżyserowi i aktorom tak niedoświadczonym? Rezultat przedstawienia daje na to pytanie odpowiedź pozytywną. Tylko na wielkich i pięknych zadaniach rosną ludzie. Tylko w oparciu o wartościowy repertuar rozwijają się reżyserzy i aktorzy.
Najlepszym potwierdzeniem tej tezy są osiągnięcia, jakimi poszczycić się może w tym przedstawieniu młody reżyser sztuki oraz niektórzy aktorzy. Przede wszystkim Jerzy Felczyński, który zarysował interesującą, prawdziwą i pogłębioną postać sztabskapitana Solonego. Umiał on też może jedyny w przedstawieniu, odczytać nie tylko tekst, lecz i podtekst swej postaci. Dobre fragmenty miała również Janina Nowicka w roli Iryny. Dobrze zagrał niewielką rolę starego Feraponta (tak trudną dla młodego chłopca) student II roku szkoły — Zdzisław Leśniak. W pozostałych rolach wystąpili z większym, lub mniejszym powodzeniem: Stanisław Prokuratorski, Irena Malarczyk, Wanda Uziębło, Anna Borkiewicz, Henryk Czyż, Andrzej Grzybowski, Zygmunt Hübner (dobry, jako baron Tuzenbach w scenie pożegnania w ostatnim akcie), Edmund Karwański, Witold Filler, Tomasz Mościcki i Barbara Fiszer.
Poważne trudności malutkiej sceny pokonali bardzo szczęśliwie projektanci dekoracji: Julia Berli, Jolanta Bieguszewska, Halina Mahej i Jacek Sempoliński — studenci Akademii Sztuk Plastycznych. Ułatwili oni reżyserowi ustawienie sytuacji i rozegranie akcji sztuki. Kostiumy — poprawne.
Przedstawienie „Trzech sióstr” jest niewątpliwym sukcesem Teatru Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej. Przypomina ono raz jeszcze o tym, że repertuar decyduje o obliczu każdego teatru. Tym więcej należy dbać o jego trafny wybór w szkole teatralnej.
Roman Szydłowski
„Trybuna Ludu”, 23 czerwca 1952
„TRZY SIOSTRY” A.CZECHOWA W TEATRZE STUDIO (St. Podhorska-Okołów)
„Trzy siostry” Czechowa widzieliśmy dwa lata temu podczas Festiwalu Sztuk Radzieckich, w doskonałym wykonaniu zespołu krakowskiego. Ze zrozumiałą zatem obawą oczekiwaliśmy występu młodego zespołu w tej sztuce. Tymczasem obawy te okazały się płonne. Dramat Czechowa trafnie został wybrany na prace dyplomowe absolwentów wydziału aktorskiego PWST. Galeria charakterów (14 osób, w tym 12 ról pierwszorzędnych) subtelnie i wyraziście zróżniczkowanych przez autora, to istotnie wyjątkowo wartościowy materiał dla pracy warsztatowej.
Akcja „Trzech sióstr” rozgrywa się w ciągu kilku lat. Na tej przestrzeni czasowej większość postaci przechodzi mniej lub więcej istotne zmiany rozwojowe. Uwydatnienie tych zmian zostało trafnie przeprowadzone przez wykonawców według koncepcji reżyserskiej Władysława Sheybala. Środkami nawskroś realistycznymi wydobył on również charakterystyczną dla epoki i dla scenicznej twórczości Czechowa nastrojowość.
Cały zespół pamiętał o tym, że dramat rodziny Prozorowów i ich najbliższego otoczenia rozgrywa się niejako pod tłumikiem, oparty jest na półtonach, że w tym środowisku, gdzie monopol na krzykliwość i wulgarność ma żona Andrzeja — najgłębszą wymowę osiąga się przez umiejętne stosowanie milczenia.
Jeśli idzie o wykonawców, to Anna Borkiewicz wyróżniła się w trudnej roli Maszy. Janina Nowicka, jako Iryna, dobrze odtworzyła fazy stopniowego obumierania radości życia u młodej dziewczyny. Wanda Uziembło dała prawdziwą postać nauczycielki, trawionej niezaspokojonym pragnieniem osobistego życia.
Stanisław Prokuratorski trafnie oddał tragiczną słabość Andrzeja, brata „Trzech Sióstr”. Irena Malarczyk z brutalną jaskrawością uosabiała najazd chamstwa i kołtuństwa na nieco stłumione środowisko Prozorowów. Henryk Czyż potrafił obok komizmu wydobyć wzruszające akcenty z osoby niefortunnego męża Maszy, Kułygina. Andrzej Grzybowski był nieco sztywny, jako pułkownik Wierszynin, wiecznym „filozofowaniem" maskujący osobistą tragedię życiową. Jerzy Felczyński trafnie ujął sylwetkę sztabskapitana Solonego. Zygmunt Hübner z godnym uznania umiarem potraktował scenę pożegnania z Maszą w ostatnim akcie. Edmund Karwański z dużą siłą wyrazu odtworzył pijacki monolog lekarza wojskowego, który w ciągu wielu lat nieróbstwa „zapomniał o wszystkim”, czego się nauczył z medycyny.
Dowodem wielkiej staranności zespołu i jego pietyzmu dla tekstu Czechowa były dwie, zdawałoby się, epizodyczne postacie: 80-letnia niania Anfisa i stary stróż Fierapont. Zwłaszcza Zdzisław Leśniak, student II roku, miał w roli Fieraponta kilka doskonałych momentów (scena z wózkiem dziecinnym w ostatnim akcie).
Studenci Akademii Sztuk Pięknych musieli borykać się ze szczupłymi wymiarami sceny, przy odtwarzaniu saloniku Prozorowów i prawie całkowicie zrezygnować z nastrojowego, a tak mocno z akcją związanego obrazu jesieni w akcie ostatnim. Efekty świetlne (słabe światło lamp naftowych i świec) na ogół doskonale utrzymane.
Suknie kobiet, w sposób estetyczny i celowo zindywidualizowany, ściśle trzymały się mody sprzed pół wieku. Wykonanie częstych w sztuce fragmentów muzycznych bez zarzutu.
St.Podhorska-Okołów
„Kurier Codzienny”, 25 czerwca 1952