materialy/img/866/866_m.jpg

Teatr Telewizji

premiera 13 listopada 1961

reżyseria - Zygmunt Hübner

przekład - Jerzy Lisowski

scenografia - Franciszek Starowieyski

obsada:

Jan Kreczmar

Barbara Ludwiżanka

Barbara Klimkiewicz

Alicja Wyszyńska

Wiesława Kwaśniewska

Mirosława Dubrawska

Artur Kwiatkowski

Janusz Bylczyński

Edward Dziewoński


DZIWNA ZABAWA Z MOLIEREM (Krystyna Kuliczkowska)

Igranie z tematem, zaczerpniętym z drugiej ręki, trawestowanie przekorne uwspółcześnianie tradycyjnych ujęć historycznych i znanych z literatury wątków — staje się co pewien czas modą, której hołdują twórcy z mniejszym lub większym powodzeniem. Taka zabawa jest ostatnio szczególnie popularna, zwłaszcza wśród dramaturgów i twórców filmowych (warto przypomnieć „Zbrodnię i karę" i „Kochanków z Werony") i nie należy się dziwić, że prym wiodą tutaj pisarze francuscy, gdyż tego rodzaju igraszki szczególnie odpowiadają ich przysłowiowemu „esprit". Największą karierę zrobił tutaj Anouilh ze swym „Skowronkiem" i „Antygoną", a i Roger Vailland poszedł ostatnio w jego ślady.
Uwspółcześniona wersja molierowskiego „Don Juana" wydaje i się nam jednak o wiele: słabsza niż Anouilha. Trudno powiedzieć, czy nastąpił już pewien przesyt w stosunku do tego typu trawestacji, czy też Anouilhowi trudno dorównać, czy też — po prostu — więcej wymagamy od samego Vaillanda, autora szeroko dyskutowanej ,,La Passatelli" oraz zwykle interesującej sztuki „Heloiza i Abelard" nagrodzonej w r. 1950 („Prix Ibsen"), wystawianej w Paryżu ponad sto razy, u nas zaś znanej z równoległych inscenizacji w teatrze radiowym i telewizyjnym (1957).
W sztuce „Pan Jan" nakładają się na siebie dwie warstwy: jedna — to naszkicowany zręcznie i dowcipnie romansowy wątek z dziejów uroczego uwodziciela, umieszczony w molierowskich „ramkach" j i z wyraźnymi aluzjami do różnych epizodów komedii wielkiego klasyka (opuszczenie Elwiry, uśmiercenie komandora, kara za występki, zawód wiernego Sganarela, który nie otrzymał swych „zasług”), druga — to mocno uwypuklona „demaskatorska" tendencja społeczna: ukazanie, w jaki sposób działają skomplikowane tryby kapitalistycznej machiny, dławiącej ludzką wolność. Te dwie warstwy nie przylegają do siebie w sposób naturalny: w pierwszej autor wygrywa subtelne, aluzyjne „smaczki” psychologiczne i obyczajowe, w drugiej przeprowadza tezę, kalkowaną już wielu odbitkach i w gruncie rzeczy prymitywną. Dialog, dowcipny i celny, tam gdzie autor bawi się w szkicowanie portretu współczesnego donżuana, staje się ciężki, gdy wkraczają wielkie problemy: wolności i ucisku, sprawiedliwości i krzywdy. Sztuka — pisana z przymrużeniem oka — niepotrzebnie usiłuje przy okazji dowieść pewnych prawd bynajmniej już nie odkrywczych.
Trzeba natomiast stwierdzić, że inscenizacja telewizyjna uwypukliła w sposób maksymalny tę ironiczno-groteskową warstwę, toteż w ogólnym efekcie było to na pewno udane przedstawienie. Świadomie uproszczone tło dekoracyjne, doskonałe chwyty reżyserskie, spełniające rolę osobnych epizodów wmontowanych w akcję (telefonistka i ręce niewidzialnego szefa, dość długa ekspozycja twarzy pana Jana w oprawie żałobnego wieńca, oblicze komandora wmontowane w sztywny, przypominający robota korpus) – wszystko to służy podkreśleniu umowności całej tej zabawy.
Wśród aktorów najlepiej „bawił się” swą rolą Jan Kreczmar, dowodząc z nieporównanym wdziękiem, a zarazem przy pomocy wyszukanych i świetnie przemyślanych „gierek”, że można „uśmiechać się i być łotrem”. Sekundowała mu dzielnie Alicja Wyszyńska jako Żołnierzyk, trafnie i z humorem podkreślając metamorfozę buntowniczej, niezależnej kobiety w zwyczajne – kobieciątko. Barbara Ludwiżanka jako „Sganarel” pojęła swą rolę zbyt serio i – zwłaszcza partie wstępne świadczyły o tym, że nie zżyła się ze swą rolą, z nerwem zagrała dopiero scenę pod koniec sztuki, gdy zgłasza swą dymisję. W tym momencie zmiany frontu i Jan Kreczmar odniósł największy triumf aktorski. Dowcipnym konferansjerem był Edward Dziewoński.
Słowem – dziwna zabawa, ale jednak zabawa.
Krystyna Kuliczkowska
„Radio i Telewizja”, 16 listopada 1961

„PAN JAN” – CZYLI WSPÓŁCZESNY DON JUAN (E. Boniecka)

Znany pisarz francuski, Roger Vailland, nadał swej komedii ,,Pan Jan", którą zaprezentował w poniedziałek Teatr Telewizji Warszawskiej — formę potraktowanej z przymrużeniem oka parafrazy przygód molierowskiego „Don Juana" żartobliwy zabieg dramaturgiczny dodaje pikanterii tej współczesnej komedii obyczajowej, jaką w istocie jest sztuka Vaillandą. Komedia napisana z pazurem, z dużym zacięciem satyrycznym i mówi niemało o automatyzacji stosunków międzyludzkich we współczesnym świecie kapitalistycznym.
Tytułowa, postać — wielki kapitalista, stosujący prawa dżungli, zarówno w polityce, ekonomii, jak i w swym życiu osobistym, mimo iż ośmieszona i skompromitowana nie pozbawiona jest wdzięku i przekornej inteligencji.
Reżyser komedii — Zygmunt Hübner, podkreślając w prologu i epilogu jej pokrewieństwa z molierowskirn pierwowzorem, przedstawił ją w formie lekkiej i potoczystej. Dobre tempo spektaklu, inteligentna gra aktorów z błyskotliwym, eleganckim i czarującym w swym cynizmie Janem Kreczmarem w roli tytułowej, dały w efekcie kulturalny, rozrywkowy spektakl.
E. Boniecka
„Kurier Polski”, 14 listopada 1961

PAN JAN (B.B.)

Francuski pisarz Roger Villand (ur. 1907) znany jest w Polsce jako autor „Dziwnej zabawy”, powieści o Ruchu Oporu, dramatów „Pułkownik Foster przyznaje się do winy”, „Abelard i Heloiza”. Przede wszystkim jednak – autor poczytnej powieści „La passatella”.
„Pan Jan” jest utworem, który ma wszelkie dane na to, by zaciekawić różne kręgi odbiorców. Historia wielkiego biznesmena zawiera wiele materiału obserwacyjnego, dużą dozę wiedzy o współczesnym świecie i mechanizmach społecznych. Vaillanda nie interesują jednak szczegóły, zagadnienia obyczajowe, drobne realia życia człowieka z drugiej połowy dwudziestego wieku. Podobnie zresztą jak problemy psychologiczne. Dla autora „Pana Jana” zasadniczą sprawą jest problem postawy człowieka, jego stosunek do norm społecznych: mechanizmy i prawidłowości. Stąd wyolbrzymienie, przerysowanie zarówno sytuacji jak i postaci, karykaturalne rysy. Stąd tez swoista abstrakcyjność, która podkreśla jeszcze lakoniczność dekoracji ograniczonych do elementów niezbędnych dla przebiegu akcji. Komedię Vaillanda można określić, odwołując się do klasycznych podziałów, jako komedie typów a nie charakterów.
Swoista ogólnikowość sytuacji i postaci komedii jest w pewnym jednak stopniu odpowiednikiem realnej, wyraźnie historycznie i społecznie określonej sytuacji. Jest odpowiednikiem dehumanizacji stosunków międzyludzkich w świecie wysoko rozwiniętego kapitalizmu. Dla pana Jana kierującego jakąś ogromną spółką frank jest już tylko wartością umowną, fabryki tylko pozycją w bilansie a robotnicy siłą najzupełniej abstrakcyjną. Równie puste i wyzute z treści jest tzw. Życie osobiste Jana. Vailland w sposób dowcipny, posługując się groteską i ostrą kpiną, demaskuje swego bohatera. Pokazuje zasady jego funkcjonowania i podszewkę pięknych teorii o absolutnej wolności.
B. B.
?, 13 listopada 1961

PAN JAN KRECZMAR (Woy)

Jest tu Don Juan, czyli współcześnie Pan Jan, jest Komandor, jest Leparella zamiast Sganarella, są uwiedzione dziewczęta i Elwira (o której się tylko wspomina) – zupełnie jak u Moliera. Zmieniła się jednak epoka, obyczaje i świat.
Roger Vailland, w swojej współczesnej komedii o Panu Janie wykorzystał nie tylko imiona bohaterów molierowskiego dzieła ale cytaty o humanizmie i miłości do człowieka, a także pewne cechy głównego bohatera
Jan Kreczmar, nasz współczesny Pan Jan był Don Juanem co się zowie. Don Juanem – kapitalistą i cynikiem, obłudnikiem i czarującym kochankiem.
Ten znakomity aktor, pełen męskiego charme’u i poczucia humoru, pokazał w postaci Pana Jana cały sens zakłamania współczesnego świata. Zakłamania w stosunkach społecznych i w życiu osobistym. Zakłamania z uśmiechem na ustach.
Równego partnera znalazł w Barbarze Ludwiżance.
Barbara Klimkiewicz jako Małgosia-telefonistka z awansem w tornistrze wykazała w swojej pierwszej (bodajże) telewizyjnej roli dużą swobodę, wdzięk i nieśmiałość (jak nakazywała rola). Alicja Wyszyńska w roli „żołnierzyka” i Mirosława Dubrawska, jako Marta – drakońska sekretarka, dopełniały zestawu pań, dalekiego wprawdzie do liczby 1003 legendarnych podbojów Don Juana.
Poza wymienionymi grali: Wisława Kwaśniewska i Artur Kwiatkowski.
Dekoracje Franciszka Starowieyskiego. Przekład Jerzego Lisowskiego.
Reżyserii Zygmunta Hübnera zarzucić można jedynie pewne dłużyzny w środkowej części przedstawienia. W sumie – wieczór udany.
Woy
„Express Wieczorny”, 14 listopada 1961

PAN JAN, SYN I WNUK DO JUANA (W. Sadkowski)

Po dłuższym okresie posuchy repertuarowej (dziwnej, nawiasem mówiąc, o tej porze roku) wypełnianej wznowieniami coraz to dawniejszych przedstawień, warszawski Teatr Telewizji wystąpił nareszcie w ostatni poniedziałek z premierą, i to premierą nader interesującą. Wzięto mianowicie na warsztat świetny, błyskotliwy i przewrotny intelektualnie tekst Rogera Vaillanda zatytułowany „Pan Jan" w dobrze brzmiącym przekładzie Jerzego Lisowskiego. Tekst ten reżyser przedstawienia, Zygmunt Hübner a także interpretatorzy głównych ról: Jan Kreczmar i Barbara Ludwiżanka oraz Dubrawska, Wyszyńska, Kwaśniewska, Klimkiewicz – zrozumieli bezbłędnie i podali w sposób świadczący, że chcą i potrafią się nim bawić. Przyłączył się do tej zabawy scenograf, Franciszek Starowieyski, skory zawsze do „cienkiego" i wystylizowanego żartu plastycznego; uczestniczyli w nim również z wyczuwalną ochotą autorzy ściśle już telewizyjnej oprawy. Jakże tedy mógł się tej zabawie oprzeć widz?
Urok tekstu Vaillanda polega nie tylko na tym, że zręcznie tłumaczy konwencjonalną w historii literatury (Molier, Byron, Merimeé) postać Don Juana na język współczesnych pojęć obyczajowych, społecznych, intelektualnych; i nie tylko na tymi że w cyniczne wywody bohatera wplata aluzje współczesne, z których ambicjami uogólniającymi całość doświadczeń epoki trudno się zresztą zgodzić. Urok tej sztuki polega przede wszystkim na umiejętności stworzenia syntetycznie czystej, wolnej od wszelkich wstydliwych obsłonek i „zazdrostek" psychologiczno-obyczajowych, modelowej niejako postaci współczesnego Don Juana. Stał się on w społeczeństwie i wielkokapitalistycznym już właściwie abstrakcją; jego łowy na kobiety i na pieniądze przestały być właściwie ryzykowną grą, a stały się czymś w rodzaju ustabilizowanej, produkcyjnej rotacji. W tej dziedzinie zachowuje współczesny Don Juan pozycję monopolisty. Tym zabawniejszy staje się tedy moment, w którym bieg przypadków zmusza pana Jana znów da aktywnej gry - i uniemożliwia mu jej doprowadzenia do końca.
Takie syntetyczne postaci uchodziły u nas w swoim czasie za „schematyczne". Vailland swym misternie wystylizowanym tekstom, a Kreczmar swą znakomitą interpretacją aktorską postaci pana Jana dowiedli telewidzom, jak bardzo było to mniemanie uproszczone.
W. Sadkowski
„Trybuna Ludu”, 15 listopada 1961


/materialy/img/866/866.jpg/materialy/img/866/866_1.jpg/materialy/img/866/866_2.jpg/materialy/img/866/866_3.jpg/materialy/img/866/866_4.jpg/materialy/img/866/866_5.jpg