materialy/img/793/793_m.jpg materialy/inne/437.jpg

kliknij miniaturkę by pobrać plik


Teatr Wybrzeże Gdańsk

premiera 5 kwietnia 1956

reżyseria - Zygmunt Hübner

przekład - Zofia Szleyen

scenografia - Feliks Krassowski

muzyka - Henryk Jabłoński

asystent reżysera - Danuta Zaborowska

obsada:

Mariana Pineda - Kira Pepłowska

Clavela - Irena Starkówna

Angustias - Helena Płachecka

Amparo - Alicja Migulanka, Marta Grey

Lucia - Danuta Zaborowska

Siostra Carmen - Stanisława Gajewska, Barbara Nowakowska

Chłopiec - ***

Dziewczynka - ***

Nowicjuszka I - Magdalena Grodyńska

Nowicjuszka II - Anna Rumlowa

Mniszka - ***

Fernando - Zbigniew Korepta, Lech Pietrasz

Pedro de Sotomayor - Zbigniew Łobodziński

Pedrosa - Jerzy Śliwa

Alegrito, ogrodnik - Maurycy Janowski

Spiskowiec I - Jerzy Grzybowski

Spiskowiec II - Marek Kłys

Spiskowiec III - Zbigniew Korepta

Spiskowiec III - Lech Pietrasz

Spiskowiec IV - Kazimierz Talarczyk

Sędzia - ***

Prolog i epilog - Alicja Migulanka, Marta Grey


„MARIANA PINEDA” NA WYBRZEŻU (Jerzy Macierakowski)

Widziałem na scenie Teatru Wybrzeże przedstawienie romancy ludowej Federico Garcia Lorca „Mariana Pineda” i długi czas pozostawałem pod wrażeniem tego utworu. Moc urzekająca poezji Federico Garcia Lorca jest bez wątpienia przemożna, oryginalność dzieła scenicznego sama przez się pasjonująca i zaciekawiająca, ale oczywiście i od samego teatru wiele zależy, aby, jeśli już nie podkreślić, to przynajmniej nie zaprzepaścić tej bez wątpienia trudnej do wydobycia specyficznej aury poetyckiej, emanującej ze strof hiszpańskiego poety.
„Mariana Pineda” czy „Panna Rosita” przynoszą też wielu widzom wrażenia podobne do tych, jakich doznajemy słuchając pięknego utworu muzycznego. Mogą ich nawet nie zrozumieć całkowicie, muszą jednak ulec i wzruszyć się ich pięknością, właśnie tak jak to się dzieje na Sali koncertowej. Rzecz oczywista, że wykonanie może temu dopomóc lub przeszkodzić. Teatr Wybrzeże, który zrealizował „Marianę Pinedę” w reżyserii Zygmunta Hübnera, bez wątpienia nie utrudnił widzom pięknego przeżycia i spotkania z poematem scenicznym Federico Garcia Lorca.
Mało jest okazji oglądania dzieł hiszpańskiego poety na naszych scenach. Przedwcześnie może byłoby mówić, czy ustalać właściwości, jakie winny cechować styl tych przedstawień. Są to dotychczas tylko próby. Jedno jest pewne, że konieczne jest tutaj stworzenie atmosfery poetyckiej, bez której nie może istnieć utwór Federico Garcia Lorca. Tej poezji nie zabrakło przedstawieniu w Teatrze Wybrzeże. A łączy ona w sobie ludowość
z jej sposobami myślenia i obrazowania, z formą i tendencjami kierunków awangardy poetyckiej Europy z lat twórczej działalności Federico Garcia Lorca. Nieznane są też naszym widzom, jak i większości realizatorów, osiągnięcia na scenach zagranicznych, przede wszystkim teatru słynnej aktorki Margerity Xirgu, dla której stworzył swoje dzieło Federico
Garcia Lorca i z której teatrem swego czasu współpracował.
„Mariana Pineda” była pierwszą sztuką teatralną Federico Garcia Lorca i pokazała, że jest on mistrzem w kreśleniu poetyckiego scenicznego portretu kobiecego. Zainteresowanie, jakie dla niej okazała Margerita Xirgu, każe przypuszczać, że następne sztuki tworzone były za jej namową. Toteż w pewnej mierze jej właśnie (dzisiaj kierowniczce teatru Komedia Narodowa w Montevideo — Urugwaj) ma współczesna literatura do zawdzięczenia tę przepiękną i różnorodną galerię kobiet hiszpańskich, jaką dał Lorca w swoich sztukach („Mariana Pineda”, „Krwawe gody”, „Yerma”, „Donna Rosita”, „Dom Bernardy Alba”,” Czarująca szewcowa”...)
Znajdującego się przez całe życie w szeregach walczących o wolność poetę zainteresować musiała piękna postać młodej Andaluzyjki Mariany Pinedy, opiewanej w pieśni i legendzie ludowej. Wywodząca się ze sfer arystokratycznych Grenady, Pineda poniosła śmierć za to, że w roku 1831 dla konspiratorów, członków tajnego związku wyhaftowała sztandar z napisem „Prawo, Wolność, Równość". W sztuce Federico Garcia Lorca Mariana Pineda woli pójść na szafot, aniżeli zdradzić imiona uczestników spisku, chociaż w ten sposób mogłaby uratować swoje życie.
Jest to właściwie rozłożona na głosy przepiękna ballada ludowa, która przemawia do nas magią najczystszej poezji. Reżyser Zygmunt Hübner wraz z wykonawcami odnaleźli właściwą drogę do wydobycia całej poezji przy zaznaczeniu dramatycznej siły konfliktu sztuki.
Na tle ciekawie pomyślanych, utrzymanych w nastroju i klimacie hiszpańskim dekoracji (kulturalną oprawę scenograficzną zaprojektował Feliks Krasowski) Zygmunt Hübner komponował poszczególne sceny w obrazy, stanowiące jakby ilustrację dla wypowiedzianych słów. Nie nadużywał ruchu, dążył nawet do pewnej statyczności obrazu,
by na jego tle tym wyraziściej zagrała poezja, zaklęta w „Marianie Pinedzie”. Tak pomyślana
inscenizacja wymagała też zgrabnego ensemblu aktorskiego. Stosując dalej porównanie do utworu muzycznego można powiedzieć, że Hübner stworzył z wykonawców jakby zespół instrumentów, harmonijnie ze sobą współpracujących. Pierwszy głos i tak zwane „wielkie solo" przypadły Marianie Pinedzie, nie odbiegły one jednak od pomyślanego dla całości tonu. Do podkreślenia takiego wrażenia przyczyniała się również ilustracja muzyczna Henryka Jabłońskiego, która trafnie podkreślała niepokojącą akcję sztuki i nadchodzącą nieuchronnie tragedię jej bohaterki.
Rolę tytułową odtwarzała Kira Pepłowska. Mówiła strofy Federico Garcia Lorca z kulturą i przekonaniem {choć może zbyt chłodno). Samej postaci nadała dumę i godność nieprzejednanej młodej Hiszpanki. Wraz z Pepłowską ensemble ról-głosów w tej ludowej romancy tworzyli: Irena Starkówna (Clavela), Helena Płachecka (Angustias), Alicja Migulanka (Amparo), Danuta Zaborowska (Lucia), Barbara Nowakowska (Siostra Carmen), Magdalena Grodyńska (Nowicjuszka), Zbigniew Korepta (Fernando), Zbigniew Łobodziński (Pedro de Sotomayor), Jerzy Śliwa (Pedrosa), Maurycy Janowski (Alegrito ogrodnik) oraz Jerzy Grzybowski, Marek Kłys, Lech Pietrasz i Kazimierz Talarczyk (Spiskowcy). Ładnie wypowiedziała prolog i epilog Marta Grey. Dobrym pomysłem wprowadzającym prawdziwie poetycki nastrój w zakończenie przedstawienia było włączenie do finału sztuki wiersza „Świt” ze zbioru „Poema del Cante Jondo”.
On to właśnie jest epilogiem „Mariany Pinedy” (przekład Zofii Szleyen).
„Zadzwoniły rankiem dzwony
W dalekiej Cordobie,
Zadzwoniły dzwony ranne
Na całą Granadę.
Dziewczęta je usłyszały
W Andaluzji Górnej,
Usłyszały, zapłakały
W Andaluzji Dolnej
Mają panny stopki małe
Idą krokiem drobnym,
Mają suknie niby dzwony,
Leją łzy żałobne.
Słychać dzwony aż z Cordoby,
A świt pobladł od żałoby,
Płyńcie dzwony polem, sadem,
Płaczcie nad Granadą.
Po tych słowach zapada kurtyna. Na widowni przez dłuższą chwilę panuje cisza.Dopiero po chwili zrywają się oklaski. Ten właśnie moment ciszy jest chyba najpiękniejszą nagrodą dla twórców przedstawienia. Takie milczenie widowni jest bowiem wyrazem ogromnego wrażenia, jakie wywarło na niej przedstawienie.
Jerzy Macierakowski
"Teatr" nr 14, 15-31 lipca 1956


/materialy/img/793/793.jpg/materialy/img/793/793_1.jpg/materialy/img/793/793_2.jpg/materialy/img/793/793_3.jpg/materialy/img/793/793_4.jpg/materialy/img/793/793_5.jpg/materialy/img/793/793_6.jpg/materialy/img/793/793_7.jpg/materialy/img/793/793_8.jpg/materialy/img/793/793_9.jpg