Teatr Telewizji

premiera 24 września 1987

reżyseria - Zygmunt Hübner

realizacja TV - Barbara Borys-Damięcka

scenografia - Jan Banucha

obsada:

Iwona - Daria Trafankowska

Król Ignacy - Zbigniew Zapasiewicz

Królowa Małgorzata - Mirosława Dubrawska

Szambelan - Mariusz Benoit

Książę Filip - Aleksander Machalica

Ciotki Iwony - Wiesława Mazurkiewicz, Krystyna Froelich

Iza - Maria Robaszkiewicz

Damy dworu - Grażyna Marzec, Anna Mozolanka

Innocenty - Maciej Szary

Walenty - Zygmunt Sierakowski

Kanclerz - Andrzej Grąziewicz

Marszałek - Andrzej Piszczatowski

Wielki Sędzia - Andrzej Wykrętowicz

oraz

Ryszard Żuromski

Aleksander Trąbczyński

Bogdan Szczesiak


“IWONA, KSIĘŻNICZKA BURGUNDA” (Janusz R. Kowalczyk)

Rzeczywistość nie zawsze jawi się jako stan trwałej harmonii; nierzadko bywa irytująca. Taką też odnajdziemy w dziełach Witolda Gombrowicza, z bohaterami obsesyjnie poszukującymi utraconego sensu. Pojawienie się na królewskim dworze apatycznej Iwony wyzwoli łańcuch zaskakujących, acz psychologicznie uzasadnionych, reakcji. Książę Filip, zafascynowany odmiennością Iwony, dopuści ją - na przekór nudzie i rutynie dworskiego obyczaju - do daleko idącej konfidencji. Nie wybaczy jej jednak, że istota tak miernej kondycji ośmieliła się w nim zakochać, czyli ubezwłasnowolnić, wziąć w posiadanie. Zacznie przeciw niej spiskować. Za nim cały dwór, gdyż każdy w jej niedoskonałościach dopatrzy się zakamuflowanego szyderstwa z własnych ułomności. Zygmunt Hübner w klasycznym już przeniesieniu widowiska w 1987 r. do Teatru TV (z Teatru Powszechnego w Warszawie) pozostał wierny wskazaniom autora. W “Uwagach o grze i reżyserii” polecał on uwydatnienie elementów groteski i humoru, nonszalancji (granie tekstu nie nazbyt serio) i trzeźwe odgrywanie najbardziej dziwacznych scen. Daria Trafankowska jako Iwona stworzyła jedną ze swych najlepszych ról. Inne kreacje to Królowa Małgorzata Mirosławy Dubrawskiej, Król Ignacy Zbigniewa Zapasiewicza, Szambelan Mariusza Benoit i Książę Filip Aleksandra Machalicy. Arcydzieło.
Janusz R. Kowalczyk
”Rzeczpospolita” nr 130, 4 czerwca 2004

PÓŁ NA PÓŁ (Grzegorz Sinko)

Przedstawienie “Iwony, księżniczki Burgunda” jest powtórzeniem w studio spektaklu z Teatru Powszechnego w Warszawie z r. 1983 (Teatr nr 2/1984). Sztuka jest chyba najpowszechniej dostępna ze wszystkich utworów dramatycznych Gombrowicza: bez całego bagażu wiedzy o ideologii i przesłaniu autora tłumaczy się sama jako pełna dowcipu absurdalna komedia. W tym właśnie kierunku, nie zamykając zresztą widzom drogi do refleksji, poszła reżyseria Zygmunta Hübnera i praca jego aktorów. Świetne role komediowe skłaniające się ku humorowi nonsensu dali tu Zbigniew Zapasiewicz (Król Ignacy), Mirosława Dubrawska (Królowa Małgorzata) i Mariusz Benoit (Szambelan); na ich tle nieco blado wypadł Aleksander Machalica (Książę Filip). W interesujący sposób dowartościowała kamera rolę Darii Trafankowskiej (Iwona). W sztuce Gombrowicza postać ta jest tylko katalizatorem, który wyzwala zachowania i działania innych postaci oraz zmusza je do formułowania opinii i poglądów. Zgodnie z tym, Trafankowska ujęła swą rolę jako proste trwanie, bez ujawniania jakichkolwiek motywów. W zbliżeniu na ekranie okazało się w szczegółach, w jaki sposób cel ten został osiągnięty: mimika nie świadczy o braku "wnętrza" postaci, a tylko o odmowie jego ujawnienia.
Grzegorz Sinko
”Teatr” nr 12, grudzień 1987

SŁYNNA “IWONA” (kz)

Przedstawienie “Iwona, księżniczka Burgunda” to już klasyka Teatru Telewizji. Reżyserowane przez Zygmunta Hübnera, święciło triumfy na scenie Teatru Powszechnego w Warszawie, a dla telewizji zaadaptowane zostało w 1987 roku.
Rzecz dzieje się na dworze królewskim. Są Król, Królowa, Szambelan, Książę i tytułowa Księżniczka, jednak miejsca akcji i postaci nie należy traktować zbyt dosłownie. Nawet sam Gombrowicz przestrzegał przed nadto głębokimi i karkołomnymi interpretacjami swej sztuki: - ... dzisiaj jeszcze zdarza mi się czytać recenzje z “Iwony”, w których mowa, że to satyra polityczna na reżim komunistyczny w Polsce, że Iwona jest Polską, czy też wolnością, lub że to satyra na monarchię. Uff! Mniejsza z tym, co innego wydaje mi się godne podkreślenia. Naprzód, że Iwona jest bardziej rodem z biologii niż socjologii... I taka właśnie jest w tym przedstawieniu znakomita Daria Trafankowska. Zresztą wszystkie role są tu wyjątkowo trafnie obsadzone i doskonale zagrane. Korowód znakomitych postaci w serii groteskowych scen układa się w czytelną, sugestywną opowieść o samotności pośród ludzi - figur, o mechanizmach rządzących międzyludzkimi relacjami, o pozach i poszukiwaniu tożsamości. Spektakl jest perfekcyjnie za-komponowany. Olśniewa do dziś mądrością, humorem i aktualnością.
kz
”Antena” nr13, 3 marca 2002

IWONA, KSIĘŻNICZKA BURGUNDA (MI)

Zrealizowana w 1987 r., telewizyjna adaptacja spektaklu wyreżyserowanego przez Zygmunta Hiibnera w warszawskim Teatrze Powszechnym. Rzecz dzieje się na dworze królewskim, przy czym miejsce akcji i postaci są pretekstem do specyficznie Gombrowiczowskiego wyktadu z antropologii, psychologii, socjologii. Występują m.in. Zbigniew Zapasiewicz, Daria Trafankowska, Mirosława Dubrawska.

IWONA, KSIĘŻNICZKA BURGUNDA (?)

Na dworze królewskim poruszenie. Książę Filip zaręcza się z niezdarną i apatyczną Iwoną. Zanosi się na skandal
Centralnymi postaciami sztuki witołda Gombrowicza są Król Ignacy (Zbigniew Zapasiewicz), Królowa Małgorzata (Mirosława Dubrawska) oraz ich syn, Książe Filip (Aleksander Machalica), który zaręcza się z nieapetyczną, niewydarzoną i całkowicie pozbawioną seksapilu Iwoną (Daria Trafankowska). Jej wygląd, bierność i prawie zupełne milczenie prowokują następce tronu. Królewscy rodzice przyjmują do wiadomości zaręczyny syna, aby nie wywoływać skandalu. Szambelan (Mariusz Benoit) obiecuje wybadać prawdziwe powody tej ekstrawagancji. Zaręczyny jednak wywołują wzburzenie, panowie oddają się niestosownym żarcikom, cały dwór "popada w niezdrowe, szydercze chichoty". Nieporadność Iwony budzi niebezpieczne skojarzenia, przywodzące innym na myśl własne ułomności i niedostatki... Po premierze sztuki w 1983 roku niezwykle pochlebne recenzje zebrała młodziutka wówczas Daria Trafankowska: "rewelacyjna Iwona, jedna z najlepszych, jakie można było obejrzeć od prapremiery polskiej".

IWONA, KSIĘŻNICZKA BURGUNDA (?)

Iwona, księżniczka Burgunda - sztuka Witolda Gombrowicza, Polska 1987, reż. Zygmunt Hubner, wyk. Daria Trafankowska, Zbigniew Zapasiewicz, Mirosława Dubrawska, Mariusz Benoit (115 min)
Sztuka rozgrywa się na królewskim dworze, w bliżej nie określonym miejscu. Król Ignacy i królowa Małgorzata są rodzicami księcia Filipa, który zaręczony jest z mało atrakcyjną, pozbawioną kobiecości Iwoną. Właśnie jej milcząca i brzydka osoba prowokuje młodego następcę tronu. Nie istnieje przecież żadne prawo, które nakazywałoby wiązanie się z ładnymi ludźmi, a nawet, gdyby istniało, wolny człowiek jest w stanie je złamać. Decyzja księcia staje się powodem skandalu i pikantnych żartów na dworze. W pewnym momencie książę rozmyśla się i zaręcza z damą dworu, Izą. Mężczyzna wie, że Iwona nie przestanie o nim myśleć i chcąc temu skutecznie zapobiec, postanawia ją zabić...

IWONA, KSIĘŻNICZKA BURGUNDA (Roman Pawłowski)

Mija dziesięć lat od śmierci Zygmunta Hübnera, wybitnego aktora i dyrektora najlepszych polskich scen: teatru Wybrzeże, Starego, Powszechnego. Jakim był reżyserem, można ocenić, oglądając jego inscenizację "Iwony" z Teatru Powszechnego z roku 1983, przypomnianą właśnie w Studiu Teatralnym "Dwójki". Wystarczy jedna scena: Król (Zbigniew Zapasiewicz żąda, aby podano mu koronę, chce bowiem wywyższyć się i przygotować do rytualnego zabójstwa na Iwonie (Daria Trafankowska). Szambelan (Mariusz Benoit) rzuca się do kredensu, otwiera drzwiczki i... długo szpera pośród jakichś szmat, gałganów i rupieci, aż w końcu z samego dna wyciąga zakurzony atrybut władzy. Poczucie humoru i przenikliwość Hübnera są odciśnięte w każdej minucie tego spektaklu, który parodię życia wyższych sfer łączy z analizą ludzi pozbawionych własnej tożsamości. Dobrze, że polski teatr ma takich mistrzów, jak Hübner, od których można nauczyć się myślenia.

IWONA, KSIĘŻNICZKA BURGUNDA (mb)

TEATR "DWÓJKI" zapowiada się jako cykl prezentacji głośnych dzieł dramaturgii współczesnej. Zainicjowany został niejako dla dopełnienia oferty repertuarowej poniedziałkowego teatru TV, z myślą o sztukach stylistycznie zróżnicowanych, dających szansę bardziej oryginalnych rozwiązań inscenizacyjno-kamerowych, współbrzmiących w interpretacji z niepokojami i odczuciami inteligenckiej telewidowni. Kolejną premierą zapoczątkowanego niedawno cyklu będzie przedstawienie "Iwony, księżniczki Burgunda" Witolda Gombrowicza, w reżyserii Zygmunta Hubnera. Warto może z tej okazji przypomnieć, że sława powieściopisarska autora "Ferdydurke" i wcześniejszego "Pamiętnika okresu dojrzewania" na długo przyćmiła jego także przedwojenny debiut dramatopisarski, czyli właśnie "Iwonę, księżniczkę Burgunda", napisaną w 1938 roku i w tym samym roku wydrukowaną w "Skamandrze". Na premierę swojej sztuki czekał autor aż dziewiętnaście lat i - acz wyraził na nią zgodę - znał przedstawienie warszawskiego Teatru Dramatycznego (z 1957 r.) wyłącznie ze zdjęć i skąpych opisów recenzenckich.
Czym dla osamotnionego pisarza, przez długie lata pracownika Banku Polskiego w Buenos Aires, była owa warszawska prapremiera "Iwony", o cztery lata poprzedzająca wyjazd z Argentyny do Europy -Berlina Zach., Paryża i Vence, w okolicach Nicei, gdzie umarł w roku 1969 -niech zaświadczy jego korespondencja z kierownikami teatru, której fragmenty przytaczamy za "Dialogiem" (5-6/86).
W liście z dnia 19 X 1957 r. pisał z Buenos Aires: "Proszę przekazać (...) całemu zespołowi moje piękne podziękowanie, iż uświetnili ten utwór, raczej taki sobie, talentem pełnym pomysłowości i dowcipu (...). A w liście z 11 I 1958, do dyrektora Mariana Mellera: "...jestem zobowiązany za przesłanie fotografii, wycinków etc. z "Iwony" i za miłe listy (...). Zdaję sobie sprawę, że powodzenie Iwony w dużej mierze zawdzięczam doskonałej reżyserii i grze, to zresztą wyraźnie widać z recenzji. W każdym razie bardzo mnie cieszy, że Panowie nie wpadli na zawsze ryzykownym przedsięwzięciu lansowania nowego autora i w dodatku "awangardowego"... Witold Gombrowicz"
Dodajmy, że rewelacyjną kreację w tamtym przedstawieniu, które zapoczątkowało po wojnie obecność pisarza na naszych scenach, stworzyła Barbara Krafftówna, i jeszcze może to, że przez trzydzieści lat swojej emigracji Gombrowicz, dziś najmodniejszy w Polsce autor, aż przez 24 lata mieszkając w Argentynie pozbawiony był właściwie kontaktu z teatrem i dopiero ostatni okres życia spędzony we Francji dał mu, być może, tę szansę, ale jego dorobek dramaturgiczny był już właściwie zamknięty. Od połowy lat 50. "Iwona, księżniczka Burgunda" powracała w repertuarze scen krajowych i zagranicznych (m.in. w Monachium wystawił "Iwonę" Ingmar Bergman w 1980 r.) jako sztuka intrygująca układem i konwencją. Rzecz dzieje się na dworze królewskim spętanym konwenansem i tradycją, czyli formą i zarazem będącym formy tej parodią. Sens owej "groteski intelektualnej" dotyczy problemu wolności jednostki. Następca tronu, książę Filip, dla potwierdzenia własnej wolności, kpiąc z konwenansów, postanawia ożenić się nie wedle nakazów tradycji z kobietą godną księcia, ale właśnie z Iwoną - dziewczyną przypadkowo spotkaną, brzydką, apatyczną, upartą, milczącą - żywym zaprzeczeniem wdzięków kobiecości. A przy tym całkowicie obcą w świecie dworskich form. Jej istnienie jest jakby wyzwaniem, burzy porządek tego otoczenia. Iwona będzie zatem usunięta... Jak w wielu późniejszych dziełach Gombrowicza przypadkowe zdarzenie wyzwala ciąg nieprzewidzianych zachowań. Sytuacja determinuje i określa ludzi. Cudze spojrzenie zmienia najbardziej uświęcony wzór postępowania. Bo człowiek staje się kimś innym w zetknięciu z drugim człowiekiem, nigdy nie zdoławszy w tym procesie osiągnąć swojej dojrzałości ani odnaleźć tożsamości. Osobliwej Gombrowiczowskiej grze masek i instynktów przedstawienie Hubnera nadaje szczególną aktualność poprzez usytuowanie aktora nie w jakiejś fantazyjnej ani niedookreślonej rzeczywistości, ale w strefie skojarzeń bliskich i zrozumiałych i oczywiście ironicznych.

Z KOBIETĄ W TYTULE (Krzysztof Domagalik)

Oferta programowa Teatru Telewizji na nadchodzący tydzień może stanowić konkretną, praktyczną egzemplifikację biegunowo odmiennych poglądów wyłaniających się co jakiś czas w publicznej dyskusji o tym, czym właściwie jest dzisiaj "teatr telewizji", jakie cechy stylistyczne powinny posiadać jego widowiska oraz jaką rolę i funkcję społeczną winien on pełnić. Dwa premierowe spektakle Teatru TV przygotowane w ostatnim okresie dla dwóch programów, różnią się od siebie właściwie wszystkim: rodzajem i gatunkiem prezentowanej literatury, sposobami kreowania rzeczywistości artystycznej, założeniami dotyczącymi telewizyjnej realizacji, wreszcie upodobaniami artystycznymi ich twórców, z których jeden jest filmowcem, a drugi "człowiekiem teatru". Wspólny jest jedynie stylizowany znak producenta - maska na ekranie.
Czy tak być powinno? Czy Teatr TV może "firmować" widowiska tak bardzo zróżnicowane treściowo i formalnie? Osobiście uważam, że wręcz musi to robić. Jakiekolwiek narzucenie sobie "wyłącznie słusznej", ciasnej koncepcji repertuarowej w rodzaju: tylko dramat, tylko scenariusze oryginalne, albo np tylko adaptacje oraz określenie jakiejś obowiązującej, normatywnej stylistyki i konwencji - przyniosłyby w efekcie więcej złego, niż zauważalny na ekranie pozorny brak tzw. "wyznaczników i gatunkowych" spektakli Teatru TV. Specjalnie piszę "pozorny", bowiem chciałoby się, aby - przy pełnej dowolności formalnej - wyznacznikiem takim mogła być niezmiennie wysoka jakość i ranga prezentowanej literatury (spełniającej oczywiście wielorakie funkcje), wysoki poziom sztuki aktorskiej i reżyserskiej oraz dojrzałe, świadome posługiwanie się przez realizatorów telewizyjnymi środkami wyrazu. Czy w tak szerokiej, postulatywnej "definicji" Teatru TV mieszczą się - pomimo swojej odrębności - oba prezentowane właśnie spektakle, zechcą ocenić sami telewidzowie. Na razie rzuca się w oczy jedna, zapewne dość przypadkowa i zewnętrzna zbieżność: żeńskie imiona w tytułach.
SYLWIA
To zrealizowane niemal w sposób firnowy, we wnętrzach naturalnych i plenerach, widowisko telewizyjne, którego scenariusz powstał na motywach współczesnej powieści Wacława Bilińskiego pt. "Wyjaśnienie". Zmiana tytułu telewizyjnej adaptacji w stosunku do literackiego pierwowzoru wskazuje na wybiórcze potraktowanie wątków powieściowych przez twórców spektaklu. Ich zainteresowanie skupiło się bowiem na portrecie psychologicznym żony głównego bohatera, byłego wysokiego urzędnika państwowego, który w czasie kryzysu społeczno-politycznego lat osiemdziesiątych postawiony został w stan oskarżenia za błędne decyzje gospodarcza. Odczuwając boleśnie własną odpowiedzialność, postanawia napisać stosowne wyjaśnienie. Jego żona Sylwia, była piosenkarka, kobieta dojrzała i wciąż jeszcze atrakcyjna, po kilkunastu latach wygodnego i beztroskiego życia z mężem, znajduje się nagle w sytuacji kryzysowej. Kryzys polityczny w kraju wywołuje, a może tylko ujawnia ze szczególną ostrością istniejący wcześniej kryzys uczuciowy i rodzinny. Bohaterka wplątana w przerastające ją historyczne wydarzenia, stara się uwolnić od skutków kryzysowej sytuacji politycznej poprzez zerwanie z mężem. Czy jest to jednak, po tylu latach wspólnego życia, możliwe?
Reżyserem widowiska jest Ryszard Ber, doświadczony i ceniony twórca filmowy i telewizyjny, m.in. serialu "Lalka" i "Popielec", autor nagrodzonych na festiwalach filmów: "Proces Rudolfa Hoessa" i "Klik - Klak". Nazwisko tego reżysera, to z pewnością dodatkowa rekomendacja spektaklu, który zresztą - ze względu na stałe zainteresowanie telewidzów tematem współczesnym - specjalnych rekomendacji właściwie nie potrzebuje.
IWONA
To tytułowa bohaterka dramatu Witolda Gombrowicza "Iwona, księżniczka Burgunda". Spektakl według tej właśnie sztuki, będący telewizyjną wersją wcześniejszego przedstawienia warszawskiego Teatru Powszechnego, przygotował dla Teatru TV autor wersji teatralnej - Zygmunt Hubner.
O tym, że Gombrowicz "wielkim pisarzem był" zdaje się coraz częściej przekonywać swoich widzów Teatr TV. Mówiąc bardziej serio, rola Teatru Telewizji Polskiej we wprowadzaniu dzieł Gombrowicza do szerokiego obiegu kulturalnego jest w ostatnich latach bezsporna. Wystarczy choćby uzmysłowić, że do początku lat osiemdziesiątych dramat Gombrowicza tylko raz zaistniał w programie telewizyjnym. Była to zresztą właśnie "Iwona, księżniczka Burgunda" w reżyserii Jerzego Golińskiego, zaprezentowana w 1976 roku przez zespól Teatru im. J. Kochanowskiego w Opolu. Natomiast od roku 1983 widzowie Teatru TV wglądali trzykrotnie realizacje gombrowiczowskie: "Ślub" w reżyserii Ryszarda Majora z Gdańska, "Trans-Atlantyk" reżyserowany we Wrocławiu przez Eugeniusza Korina oraz nagrodzony m.in. "Złotym Ekranem" głośny krakowski spektakl "Ferdydurke" w reżyserii Macieja Wojtyszki. Możemy zdradzić, że w przygotowaniu znajduje się kolejna adaptacja prozy Gombrowicza - "Kosmos".
"Iwona, księżniczka Burgunda'' to najwcześniej napisany, opublikowany w 1938 roku, dramat Witolda Gombrowicza. To istotnie paradoks, że autor zaledwie trzech sztuk teatralnych - człowiek specjalnie zresztą nie przepadający za teatrem - zaliczany jest dziś w świecie do najwybitniejszych i najbardziej znanych polskich dramaturgów. Dlaczego tak jest, to z pewnością temat na niejedno naukowe seminarium. Spektakl "Iwony" w reżyserii Zygmunta Hubnera zyskał w swoim czasie wysoką ocenę krytyki m.in. dlatego, że - jak to ujął prof. Stefan Treugutt - wyjrzał z tego przedstawienia "Gombrowicz nieseminaryjny". Reżyser oraz znakomici wykonawcy ani na chwilę nie zapomnieli, że Iwona napisana została jako pełna absurdu komedia, a właściwie farsa, a głębsze intelektualne przesłanie sztuki wymaga stworzenia groteskowej formy scenicznej, pełnej żartu, dowcipu, ironii czy parodii. "Iwona" będąc spektaklem dowcipnym, nie przestaje jednak być przedstawieniem na serio. Ukazując absurdy sytuacyjne, odsyła bowiem do absurdu egzystencji współczesnego człowieka, o którym decyduje nie tyle psychologia, co sytuacja, w jakiej się znajduje, a więc kontekst i inni ludzie.
"Bohaterzy sztuki - pisze w komentarzu do Iwony autor - są ludźmi zupełnie normalnymi, a tylko znajdującymi się w anormalnej sytuacji. Ich zdumienie, niepewność i zawstydzenie wobec tych sytuacji musi być uwydatnione zgodnie z tekstem". Wydaje się, że te i inne wskazówki samego Gombrowicza wzięli sobie do serca twórcy i wykonawcy spektaklu, na który Teatr TV zaprasza Państwa w najbliższą środę w programie drugim.