Teatr Telewizji

premiera 9 kwietnia 1974

reżyseria - Zygmunt Hübner

realizacja TV - Mieczysław Małysz

scenografia - Marek Lewandowski

obsada:

Prof. Gorażynski - Tadeusz Białoszczyński

Piotr - Władysław Kowalski

Karol - Krzysztof Machowski

Barbara - Anna Wróblówna

Prof. Boratyński - Stanisław Zaczyk

Siwacki - Bolesław Płotnicki

Kuligowski - Henryk Machalica

Garbicz - Stanisław Jaśkiewicz

Ewa - Anna Chodakowska


NIE WYRUSZAJMY O ŚWICIE (Aleksander Baumgardten)

W poniedziałkowym Teatrze TV ujrzeliśmy ostatnio widowisko a raczej sztukę telewizyjną Wojciecha Bieńka pt.: „Wyruszyć o świcie”, w reżyserii Zygmunta Hübnera, ze scenografią Marka Lewandowskiego. Sztuce zapewniono staranną i pewną obsadę, z Tadeuszem Białoszczyńskim (prof. Gorażyński), Władysławem Kowalskim (Piotr), Stanisławem Zaczykiem (ptof. Boratyński) i Bolesławem Płotnickim (Siwacki).
Niestety, na dobrej obsadzie kończą sie zalety sztuki Bieńka. Parafrazując Szekspira można powiedzieć, że "reszta jest gadaniem", np. niech będzie: "mówieniem". Któż bowiem zechce uwierzyć przedwojennemu naukowcowi, który współpracując z innym naukowcem nad konstrukcją nowej idei matematycznej, odstępuje tamtemu wszystkie prawa twórcze tylko dlatego, że kolega matematyk popadł w jakieś tajemnicze tarapaty. Zagrożony naukowiec podaje za zgodą swego idealnego kolegi rezultaty wspólnych doświadczeń i przemyśleń jako swoje własne, wychodzi z tarapatów i rozpoczyna piękną karierę naukową, przerwaną niestety przez wojnę. Po wojnie nie daje o sobie znaku życia (czego nikt poza autorem nie rozumie). Natomiast jego wspaniałomyślny kolega ogłasza po raz drugi owe wspólne teorie jako własne i sam z kolei wpada w nowe tarapaty, tym razem w konflikcie z najwierniejszym z własnych uczniów. Konia z rzędem temu, kto zrozumie o co chodzi w tym świcie, w który należy wyruszyć. Uczono nas kiedyś na lekcjach matematyki, że konstrukcja każdego myślowego procesu powinna przebiegać po linii: założenie - twierdzenie - dowód. W sztuce Bieńka brakuje trzeciego członu - dowodu. Dowód oparty na tego rodzaju psychologicznej motywacji przyjaźni, jak to proponuje autor - po prostu nie ma sensu.
Telewizja zapowiadając sztukę Bieńka zwraca uwagę na to, że (cytuję "Radio i Telewizja" nr 15 - AB) "fabuła sztuki zbudowana jest interesująco wokół wątku niezrozumiałego dla Piotra plagiatu. Wyśledzenie prawdy, zresztą zaskakującej, stanowi oś intrygi". Otóż ani wątek nie jest interesujący, ani fabuła. Widowisko jest sztuczne (to określenie nie pochodzi od słowa: "sztuka").
Aleksander Baumgardten
”Wieczór – Katowice” nr 87, 12 kwietnia1974

WYRUSZYĆ O ŚWICIE (jas)

Sprawa odpowiedzialności naukowców za wszelakie - prawdziwe i mniej prawdziwe - zagrożenia współczesnego życia jest jednym z centralnych tematów współczesnej sztuki. W ogóle, środowisko naukowców staje się coraz bardziej atrakcyjne literacko. Tam, gdzie mamy do czynienia z czystą nauką, codzienne życiowe rozgrywki przeciwstawione abstrakcyjnej tematyce czystych rozważań jawią się nam jako wypreparowane laboratoryjne okazy. Każda dwuznaczna moralnie sytuacja urasta do problemu zbrodni przeciwko nauce.
Umieszczając akcję widowiska telewizyjnego „Wyruszyć o świcie” w instytucie naukowym, również Wojciech Bieńko podporządkował się tym prawom. Osią akcji jest sprawa profesora Gorażyńskiego, naukowca starej daty, o wielkich osiągnięciach, które przysporzyły mu międzynarodowej sławy, człowieka o profesorskiej pedanterii, obowiązkowości, uczciwości w stosunkach z kolegami. W opinii jednych jest Gorażyński bezdusznym mechanizmem, pozbawionym cech ludzkich, inni natomiast uważają go za wzór naukowca, który poświęcił się dla nauki. Okazuje się, że na ów wzór naukowej solidności pada podejrzenie o plagiat. Jeden z uczniów profesora odnalazł w mało znanym piśmie naukowym artykuł, w którym opublikowane były podpisane przez kogoś innego tezy najsłynniejszej pracy profesora. Zadaniem naukowca jest dojść prawdy...
Poza starym profesorem pracuje w Instytucie wielu młodszych, niezwykle ambitnych naukowców. Jeden z nich postanowił zostać kierownikiem Instytutu. To on jest w gruncie rzeczy negatywnym bohaterem sztuki. Metody, którymi się posługuje, w zestawieniu z godnością nauki nabierają szczególnej jaskrawości. Autorytet naukowy łączyć się winien z autorytetem moralnym. Poddana jest wiwisekcji postawa protagonistów w sporze o kierownicze stanowisko.
Bieńko nie ma ambicji reportera. Nie dąży również do wielkich uogólnień. Po prostu opowiada pewną historię, jedną z wielu.
jas
”Ekran” nr 14, 7 kwietnia 1974

WYRUSZYĆ O ŚWICIE (STAM)

Sztuka Wojciecha Bieńki „Wyruszyć o świcie” wprowadza nas w środowisko naukowców. To umiejscowienie akcji nie jest czymś nowym, jeśli chodzi o telewizję, czy film. Przypomnijmy tylko filmy Zanussiego: „Struktura kryształu” i „Iluminacja”. Wybór takiego środowiska posiada określone konsekwencje tematyczne. We wszystkich tych utworach mamy kontakt z młodymi ambitnymi ludźmi, nie zasklepiającymi się w swej specjalności, lecz poszukującymi odpowiedzi na pytanie: jakim celom mają służyć ich badania, jaka jest rola nauki we współczesnym świecie?...
W sztuce Bieńki pracownik naukowy Instytutu Matematycznego odkrywa przypadkowo, że podstawowa praca jego profesora i mistrza jest... plagiatem! Odkrycie to wywołuje w nim szok; traci on wiarę w system wyznawanych dotychczas wartości, na którym budował swój świat. Młody naukowiec decyduje się wyświetlić sprawę do końca. Jedzie do autora pracy, którą miał posłużyć się profesor i ustala, że profesor przed laty, pragnąc pomóc swemu przyjacielowi podarował mu wyniki własnych badań.
Pojawiają się jednak nowe komplikacje w stosunkach między profesorem a jego uczniem. Profesor musi odejść ze stanowiska kierownika Instytutu, gdyż jego badania "mają zbyt abstrakcyjny charakter" - tak przynajmniej orzeka sprytny karierowicz, usiłujący dostać się na miejsce profesora. Młody naukowiec staje w obronie swego mistrza, ostro demaskuje i piętnuje karierowicza, decyduje się na odejście z Instytutu. I wtedy właśnie spotyka go największe rozczarowanie - profesor decyduje się na pozostanie!...
Czy młody naukowiec wytrwa przy swych szczytnych zadaniach? Czy życie nie uczyni go w przyszłości bardziej "giętkim", uległym i kompromisowym? - takie pytania stawia sztuka.
STAM
”Gromada - Rolnik Polski”nr 42, 7 kwietnia 1974

WYRUSZYĆ O ŚWICIE WOJCIECHA BIEŃKI W REŻYSERII ZYGMUNTA HÜBNERA ZE SCENOGRAFIĄ MARKA LEWANDOWSKIEGO

Akcja sztuki dzieje się w środowisku naukowców, w jednym z instytutów matematycznych. Ale nie problemy naukowe znajdują się w centrum zainteresowania autora. Interesują go przede wszystkim problemy moralne. Jaką drogę życiową wybierze główny bohater, młody naukowiec, zbuntowany przeciw środowisku rówieśników z powodu ich, rzekomo, nadmiernie konsumpcyjnego stosunku do życia i zawodu? Jest to człowiek skłócony także ze swoimi profesorami - z tym, który jego zdaniem robi tylko lub przede wszystkim, karierę osobistą, i z tym, którego traktował dotychczas jako wzorzec naukowca. Zmianę postawy, wycofanie się z poprzednio zajmowanego stanowiska traktuje nie jako dowód racjonalnego działania profesora, lecz jako godny potępienia konformizm. Czy taka ocena jest rezultatem młodzieńczej pryncypialności, niechęci do kompromisu, czy też ucieczką w bunt, uchyleniem się przed odpowiedzialnością za konieczność stałego wyboru, jaką niesie życie każdemu dojrzałemu człowiekowi? Fabuła sztuki zbuntowana jest interesująco wokół wątku niezrozumiałego dla Piotra plagiatu. Wyśledzenie prawdy, zresztą zaskakującej, stanowi oś intrygi.

W PONIEDZIAŁKOWYM TEATRZE TV. "WYRUSZYĆ O ŚWICIE" (A.B.)

SZTUKA Władysława Bieńki Teatr Poniedziałkowy wkroczył na obszary współczesności, które dość rzadko odwiedza. Nie jest to bynajmniej zarzut, ponieważ obszary te równie rzadko odwiedza nasza dramaturgia. Akcja "Wyruszyć o świcie" rozgrywa się w jakimś ważnym i poważnym instytucie matematycznym, na którego kierownika, profesora o światowej sławie i człowieka o nieposzlakowanej uczciwości, zupełnie nieoczekiwanie pada podejrzenie o plagiat. Inaczej jednak, niż to na ogół bywa w sztukach rozgrywających się w tym środowisku, nie o problemy związane z nauką tu idzie.
Nie idzie tu nawet o problem odpowiedzialności uczonego tak szeroko ostatnio rozstrząsany. Prawda, której poszukuje bohater "Wyruszyć o świcie", doktor Piotr Żarecki, nie jest prawdą naukową - wyjaśnienie dwuznacznego moralnie czynu prof. Gorażyńskiego jest dla młodego pracownika instytutu kwestią sprawdzenia się, sposobem dojścia do prawdy o samym sobie. Odkrycie rzekomego plagiatu jest w gruncie rzeczy tylko pretekstem, okazją na którą jak gdyby podświadomie oczekiwał, aby przekonać się jakie wartości liczą się dla niego najbardziej, co jest dla niego najważniejsze.
SZTUKA Bieńki przypomniała dość prostą zdawałoby się sprawę, o której jednak często, a bywa że chętnie, zdarza nam się zapominać - że mianowicie przedmiotem naszego zainteresowania możemy i chyba nawet powinniśmy być my sami. Nasze wewnętrzne, własne decyzje, nasze ywbory, to co się dzieje w nas samych - a czym przeważnie się nie zajmujemy, odkładając to na bliżej nieokreślone "później" i tłumacząc sobie, że przecież są to rozterki poniekąd luksusowe, na co nie starcza nam czasu w aszym zabieganym życiu.. Sens życia, sens tego co robimy - nie w jakimś abstrakcyjnym, filozoficznym, jak to się mawia, wymiarze, ale ten, który sprawdza się w zwykłym działaniu, potocznie i na co dzień.
Jest to ta sama tematyka, która podejmuje w swoich filmach Zanussi, te same pytania co w "Strukturze kryształu" i w "Iluminacji". Takich ambicji nie można lekceważyć. Na korzyść autora "Wyruszyć o świcie" zapisać też trzeba, że ustrzegł się stawiania kropek nad i: bohater sztuki objawia się jako postać złożona, ktoś, w czyim postępowaniu dopatrzyć się można i chwalebnej niezgody na kompromisy, i frustracji nie całkiem dojrzałego chłopca, którego bunt na tym głównie polega, że nie przyjmuje on do wiadomości racjonalnych argumentów.
WŁADYSŁAW Kowalski wydobył z roli dr. Żareckiego wszystkie te motywy niezwykle sugestywnie, a przy tym bardzo oszczędnymi środkami wyrazu, przekazując ów stan napięcia i niepokoju człowieka, który jeszcze niezupełnie jasno wie, dokąd i dlaczego dąży, ale dąży uparcie. Tadeusz Białoszczyński nadał sylwetce prof. Gorażyńskiego dostojeństwo i powagę uczonego starej daty, bez zastrzeńzeń wierzyło się w jego autorytet moralny i naukowy. Zresztą, cała obsada została bardzo trafnie skompletowana przez Zygmunta Hubnera, który prowadząc przedstawienie w wartkim tempie, z właściwą sobie precyzją wypunktował zasadnicze myśli sztuki. Owe niełatwe pytania, nad którymi warto się chyba czasami chwilę zatrzymać.
[źródło i data publikacji artykułu nieznane]

UWIKŁANY W WĄTPLIWOŚCI ((K.))

(W) Główny bohater telewizyjnej sztuki Wojciecha Bieńko ("Wyruszyć o świcie") ma w sobie sporo szlachetnych porywów buntu, tyleż niedojrzałości, a także niezwykle wiele wątpliwości wobec postępowania innych. Znacznie mniej wobec siebie. chce wyjaśnić, dociec prawdy; wszczyna prywatne dochodzenie, które ma dać jednoznaczną odpowiedź na pytanie, czy jego profesor nie popełnił plagiatu. Czy aby nie skrzywdził kogoś? Młody człowiek pełen niepokoju, rozterek szuka przy okazji odpowiedzi na pytania o sens życia i swojej pracy, o granice ludzkiej uczciwości. Zachowuje się przy tym nie jak pracownik naukowy, ale jak nieopierzony student i - w rezultacie przegrywa wszystko. Karierę naukową i - pracę. Naiwny mógłby sądzić, że za taką postawę zyska aprobatę swego profesora.
Wojciech Bieńko prowadzi akcję sztuki poprzez wielość dialogów; są one często zbyt skomplikowane, często zbyt wolno przybliżające jakiekolwiek wyjaśnienia. Przy tym sporo tu terminologii z pogranicza wyższej matematyki. Postacie jego sztuki ukazane są zbyt jednostronnie: szlachetny, stonowany, spokojny profesor (gra go T. Białoszczyński), jego następca w Instytucie, którego łatwo posądzić o chęć zrobienia kariery (w tej roli S. Zaczyk), no i główny bohater, Piotr, którego zgodnie z tekstem sztuki, gra zapalczywie i buntowniczo Władysław Kowalski.
Każdą pozycję współczesną chcemy witać w TV z życzliwością. Rodzi się ona z pragnienia, by tych sztuk było coraz więcej, coraz - lepszych.

CZYTELNICY DO TK

O sztuce "WYRUSZYĆ O ŚWICIE"
CIĄGLE MAŁO JEST POLSKICH sztuk o współczesnej tematyce, dlatego ucieszyła mnie zapowiedź kolejnej premiery Teatru TV - sztuki Wojciecha Bieńki. Do obejrzenia tego przedstawienia zachęcały również dobra obsada aktorska i nazwisko reżysera. Czas spędzony przed telewizorem uważam jednak za stracony. Przedstawienie miało bardzo słabe tempo, było rozwlekłe i nieciekawe.. Nie jedyny to zresztą mankament. Młody i obiecujący naukowiec buntował się przeciw wiekowemu konformizmowi profesora i swoich kolegów, buntował się i nie bardzo wiedział, co ma robić. Chciał dociec prawdy o plagiacie pracy profesora, człowieka, który do tej pory był jego ideałem. To wyśledzenie prawdy miało właśnie stanowić oś intrygi. A prawda okazała się bardzo naiwna i naciągana, cały problem był nienaturalny, a postacie papierowe i sztuczne. W sumie można było sonie to przedstawienie z powodzeniem darować.
ANNA WOJCIECHOWSKA
(Warszawa)
ŚWIAT NAUKOWY, NAUKOWCY SĄ bardzo bliscy sercu współczesnego człowieka. Choćby dlatego, że przeciętnie co druga młoda osoba w Polsce marzy o karierze naukowej. Często zadawałam sobie pytanie, jak wygląda "świat uczonych". Wydawało mi się, że życie naukowca jest pełne sukcesów, zadowolenia, że nie napotyka przeszkód. Odpowiedź na postawione pytanie znalazłam właśnie w spektaklu. Sztuka ukazała autentyczne środowisko i jego problemy, które niestety, nie pokrywały się z moimi sądami.
Osoba, która pragnie poświęcić się karierze naukowej, musi zapomnieć o własnych, prywatnych sprawach. To rodzi szereg niebezpieczeństw. Miłość czy też przyjaźń często przestaje się liczyć, bo zasadniczym celem staje się ciągła gonitwa za sławą, za powodzeniem. Jakże innym człowiekiem na tym tle okazał się Piotr. Postać dramatyczna mająca w sobie niemal coś z szekspirowskiego poszukiwania prawdy, tej jedynej ostatecznej, która pozwoli uwierzyć w ludzi. Piotr gardzi karierą za wszelką cenę, gdyż cenniejsze dla niego są wiara we własne ideały, godność osobista i wiara w szlachetność drugiego człowieka. Postać Piotra nie tylko mnie zafascynowała, ale pozwoliła właściwie ocenić drogi ludzkiego postępowania.
BARBARA ŻŁOBECKA
KMTTV przy L. O. w Starachowicach
CZY ŻYCIE MA SENS? OTO PYTANIE, które od dawna nurtuje ludzi. I ponownie przedstawił je przed telewidzami W. Bieńko w swojej sztuce. Chyba każdy w pewnym okresie swego życia zastanawia się nad znaczeniem tego, co się robi i nad czym się pracuje. Mnie również bardzo często ogarnia zwątpienie czy wysiłek, jaki wkładam w naukę, coś zmieni w moim życiu, czy to się "opłaca"? Ale gdy spojrzę na to z innej strony, dochodzę do wniosku, że przecież należy wykorzystać swoją szansę maksymalnie, żyć całym sobą, poświęcać wszystko, aby pozostawić po sobie jak najwięcej. Jeden właśnie z bohaterów sztuki Piotr przeżywa wszystko w sposób zwielokrotniony. Nie należy do ludzi szablonowych, działających dla pozoru. Miota się we własnych rozterkach, ulega wielu zwątpieniom, stara się za wszelką cenę dojść do prawdy i uwierzyć w uczciwość ludzką.
Zakończenie sztuki nie należy do tych najbardziej optymistycznych.
Ale o dziwo, ja odczułam to inaczej - jako pewnego rodzaju zachętę do stawiania sobie innych wymagań.
DANUTA LEPKA
Technikum Chemiczne w Brzegu Dolnym
ATUTEM SZTUKI BYŁA JEJ współczesna problematyka, z góry nadająca spektaklowi dodatkową atrakcyjność. Jako że rzadko dane nam jest oglądać pozycje tego typu, nastawiłam się do niej wyjątkowo przyjaźnie. Niestety wyniosłam trochę rozczarowania. Dotyczy ono przede wszystkim samego utworu, który nazwałabym przegadanym. Dialogi drażniły chwilami sztucznością, tym bardziej, że kwieciste, zagmatwane, pełne filozoficznej zadumy kwestie wypowiadali matematycy. Ktoś mógłby się oburzyć - dlaczego umysły ścisłe nie miałyby się pięknie wyrażać? Prawda, ale czy ludzie w ogóle w ten sposób rozmawiają, nawet humaniści z krwi i kości dalecy są od takiego ideału.
Brakowało poza tym sztuce wartości, akcja wydawała się zbyt mało skondensowana, wszystkie prawdy natomiast przekazane były w sposób zawikłany, a przecież od początku wiadomo było, że każdy z bohaterów ma rację: i Gorażewski, niepohamowany w swym poszukiwaniu największych tajemnic matematyki; i Boratyński przedkładający nad abstrakcyjne teorie jak najbardziej przyziemny rozwój instytutu; i Piotr, który mimo że jest już "w latach", nie stracił młodzieńczej zapalczywości i uparcie szuka miejsca dla siebie. finał również widzów nie zaskoczył.
MONIKA ADAMCZYK
Lublin
OGLĄDALIŚMY TĘ SZTUKĘ wspólnie z córką. Dzieli nas ponadtrzydziestoletnia różnica wieku, różnica percepcji i wyciągania wniosków, a mimo to obydwie odebrałyśmy ją jednakowo. Córka może nawet zbyt pochopnie powiedziała, że to najlepsza sztuka roku. Czyżby dlatego, że kończy właśnie studia matematyczne i rozpocznie pracę przy komputerach? Nie, przecież nie o tę jedną dziedzinę wiedzy tu chodziło. Problemy naukowe stanowiły tylko tło sztuki, która sprawiła, że widz znalazł się pośrodku skłóconego poglądami światka, wśród ludzi pracy, zbuntowanych, filozofujących, gniewnych, zaangażowanych bez reszty w swój zawód.
Szczególną uwagę zwraca na siebie Piotr Zarecki, już nie młody, a mający w sobie coś z chłopięcego uporu bohater sztuki. Jego bunt ma posmak szczeniactwa, mimo ukończonych 30 lat. wiele prawd pada ze sceny, jak choćby te, że mija epoka hermetycznie zamkniętego światka uczonych, że z wiekiem giną problemy, a zostaje doświadczenie, że uczonych starego typu toleruje się i nagradza, lecz nie wiąże z nimi nadziei.
Dlaczego sztuka nosiła tytuł "Wyruszyć o świcie"? Świt - wczesna pora. Piotr ruszył o zmierzchu życiowej drogi Goraża.
MARIA PAWLIKOWSKA
Brzesko