Teatr Telewizji

premiera 25 lutego 1974

reżyseria - Zygmunt Hübner

przekład - Bohdan Korzeniewski

realizacja TV - Barbara Borys-Damięcka

zdjecia - Mieczysław Lewandowski

scenografia - Jan Banucha

obsada:

Don Juan - Jan Englert

Sganarel - Wojciech Pszoniak

Elwira - Elżbieta Starostecka

Guzman - Marian Friedmann

Don Carlos - Piotr Garlicki

Don Alonzo - Andrzej Wykrętowicz

Don Luis - Tadeusz Białoszczyński

Żebrak - Ludwik Pak

Pan Niedziela - Ignacy Machowski

Służący - Gustaw Gawroński

Zbir - Ryszard Piekarski

Głos Komandora - Czesław Mroczek


DON JUAN (A.B.)

A więc mieliśmy znów w Teatrze Poniedziałkowym dużej miary wydarzenie, spektakl czysty w rysunku myślowym, klarowny, precyzyjny w najdrobniejszych szczegółach. Interesujący, żywy spektakl molierowski. Nietrudno zauważyć, że teatr dzisiejszy, a dotyczy to także teatru telewizyjnego, nie zawsze potrafi sobie poradzić z Molierem, nieczęsto potrafi znaleźć do niego klucz.
Nie ukrywajmy, że Molier we współczesnych realizacjach trochę się jakby skonwencjonalizował, że oglądając niektóre przedstawienia (nie wyłączając tych, na które reżyser miał tzw. odkrywczy pomysł) niekiedy na słowo przychodzi nam wierzyć, że był autorem genialnym. Wydaje się, że nieszczęściem większości przedstawień molierowskich jest stylizacja, wszystkie owe nieznośne już faramuszki inscenizacyjne - udawane meble, karykaturalne, albo nazbyt wypięknione kostiumy, watowane brzuszyska, dolepiane nosy, piętrowa umowność. Bywa, że spoza tej umowności, spoza tej stylizacji nie widać już Moliera, nie widać tego, co w jego tekstach stanowi treści wciąż nas obchodzące.
Zygmunt Hübner nie bał się zerwać z tą powszechną manierą stylizacji, nie wahał się pokąsać „Don Juana” - jak sam powiedział - "realistycznego" tzn. osadzonego w historycznych realiach epoki i jako postać odczytanego poprzez te realia. Don Juan, który nie jest ani symbolem wcielonego zła, ani też - jak go niejednokrotne interpretowano - symbolem wyzwolonego rozumu, człowieczeństwa rzucającego wyzwanie niebu. Don Juan w przedstawieniu Hübnera był zadufanym pewnym zupełnej bezkarności młodym tankiem, trochę zblazowanym, a trochę jakby poszukującym granic swej bezkarności. Czy nie przypomina to czasami niektórych młodzieżowych "buntów" nam współczesnych? Zasadą postępowania Don Juana jest u Hübnera prowokacja - zdobywać kobiety aby je natychmiast porzucić, zmącić szczęście kochających się narzeczonych, okpić wierzyciela, wystrychnąć na dudka własnego ojca. Odwaga Don Juana jest przekorna, zimna, niedobra - jeśli nawet miała być skierowana przeciwko przesadom i hipokryzji, to przecież w rzeczywistości sprowadza się do łamania nakazów najprostszej przyzwoitości.
Tak to, bez jakichkolwiek zabiegów na rzecz aktualizacji, „Don Juan” objawił się jako utwór nie tak znów odległy od spraw dnia dzisiejszego. Przedstawienie odznaczało się niezwykłą dyscypliną i umiarem środków aktorskich, finezyjnym wyważeniem elementów komediowych i dramatycznych, było też koncertem gry Jana Englerta w roli tytułowej i Wojciecha Pszoniaka jako Sganarela.
Był to duet znakomity, świetnie skontrastowany: Don Juan - nonszalancki, bezwzględny, bezczelnie ironiczny, a jednocześnie nie pozbawiony zuchwałego wdzięku, ktoś kto naprawdę zdaje się głęboko przekonanym, że świat wymyślono dla jego przyjemności i Sganarel, w którym nie było nic z błazna upokarzanego i zbierającego kopniaki, Sganarel liryczny, który mimo swej nieporadnej prostoduszności był w naszych oczach godnym kontrpartnerem Don Juana.
Bez częstego w tej roli patosu zagra szlachetnego ojca Tadeusz Białoszczyński, Elżbieta Starostecka ślicznie wyglądała w roli Elwiry. Na uznanie zasługiwała również scenografia Jana Banuchu, podkreślić też trzeba wyjątkową staranność realizacji telewizyjnej - rzadką (niestety!) jednolitość fakturalną dokrętek filmowych i scen nagrywanych w studio, piękną kompozycje kadrów, bezbłędne oświetlenie i sposób prowadzenia kamer.
A.B.
”Kurier Polski” nr 48, 26 lutego 1974

ZASADZKI DON JUANA (KTT)

Teatr Telewizji sięgnął ostatnio po repertuar klasyczny. Po „Hamlecie” w reżyserii Gustawa Holoubka, spektaklu, który wzbudził szeroką dyskusję (za najciekawszy głos w tej sprawie należy uznać wypowiedź znakomitego reżysera angielskiego Lindsaya Andersona w telewizyjnym "Pegazie", głos pełen zdumienia i osłupienia) obejrzeliśmy w poniedziałkowym Teatrze Telewizji „Don Juana” w reżyserii Zygmunta Hübnera.
„Don Juan” jest w dorobku Moliera pozycją dość szczególną. Boy umieszcza tę sztukę w krytycznym tryptyku Moliera, obejmującym poza tym „Świętoszka” i „Mizantropa”. Jest to sztuka, która nosząc podtytuł "komedia" w istocie komedią nie jest, ale zawiera elementy krytyki, sięgającej problemów filozoficznych i społecznych swojego czasu. Jednakże w „Don Juanie” już od samego początku, w samym tekście sztuki tkwi coś, co w odbiorze współczesnego zwłaszcza widza odczytane być musi jako pęknięcie czy też - pozorna przynajmniej - niekonsekwencja. Molier napisał swego „Don Juana” - jak zapewniają o tym wszyscy interpretatorzy - jako krytykę czy też satyrę na postawę dworskiego wykwintnego młodzieńca, gardzącego innymi ludźmi, nie powstrzymującego się w swej pysze przed obrazą nieba i ziemi; coś w rodzaju prekursora schillerowskiego „Don Karlosa”, a więc konfrontacja zgniłego, dworskiego libertynizmu z moralną i zacną postawą rodzącego się mieszczaństwa. Jedynie bowiem z tej pozycji - albo też z pozycji obłudy, którą przecież autor odrzuca - można zdobyć się na potępienie wolnomyślnego młodzieńca w jego postępowaniu z Elwirą i innymi paniami, które padły jego ofiarą.
Boy - żeby jeszcze raz się nań powołać - pisze: "Z chwilą rozbrojenia Francji typ junaka-rycerza, zdolnego zadziwić świat swoimi czynami, degeneruje. Bujna energia wyradza się w zło, inteligencja w przewrotność; nawyk do rozkoszy połączony z poczuciem bezkarności rodzi drapieżną nudę szukającą zaprawy w ludzkiej krzywdzie, bólu. Jest w tym Molierowskim Don Juanie poprzednik Valmonta z „Niebezpiecznych związków”.
Wszystko to prawda, ale jest przecież również i coś więcej, albo też coś całkiem innego, co także zresztą zauważają wszyscy interpretatorzy. Oto bowiem ten zgniły niewątpliwie i rozpustny ponad wszelkie miary młodzieniec jest równocześnie jedynym w tej sztuce, który broni racjonalizmu. Jego wiara w "dwa plus dwa jest cztery'' występuje tu jako zaprzeczenie wszelkich innych wiar, zabobonnych i bałamutnych. Nie tylko bowiem na tle ludzi swojej sfery - szlachetnego ojca lub spełniających absurdalny w dzisiejszych kryteriach obowiązek honoru, braci Elwiry - ale także na tle zacnych i moralnych ludzi z klas niższych Molierowski Don Juan jest człowiekiem światłym, rozsądnym, o niebo od tamtych nowocześniejszym. Jest on również człowiekiem nie tylko inteligentnym, ale i odważnym. Jego nieustraszona postawa wobec świata nadprzyrodzonego, jego - przecież z góry przegrany - pojedynek z widmem Komandora stawia go w rzędzie poprzedników innej, przez Hebbla właściwie dopiero zinterpretowanej postaci - postaci Holofernesa.
Jest więc w tym „Don Juanie” zagadka. Zagadka, która od reżyserii wymaga, by zastosować wobec niej jakiś zdecydowany, ale także i tendencyjny klucz, jakiś odważnik, który przechyliłby szalę na jedną z dwóch możliwych stron - potępienia lub poparcia dla Don Juana.
Zygmunt Hübner w rozmowie ze Stefanem Treuguttem, przeprowadzonej przed spektaklem, powiedział, że widzi w Don Juanie "playboya" ówczesnej epoki i że w końcu, traktuje tę sztukę jako pokaz tezy, że nie wolno pomiatać innym człowiekiem, że pycha i samowola muszą zostać ukarane. Tym samym jednak wpadł w zastawioną przez sam tekst zasadzkę. Jakkolwiek bowiem starać by się dowodzić tej tezy na tekście Moliera, zawsze stanie się wobec tej oczywistości, że w zestawieniu z Don Juanem wszyscy inni - a więc Sganarel, pan Niedziela, nawet ów słynny żebrak - to albo zwyczajni głupcy, albo w najlepszym razie poczciwcy, tkwiący w utartej koleinie myślowego konwenansu i zbyt słabi, aby zdobyć się na podjęcie ryzyka myślowego, na które Don Juan się zdobywa. Nie wzruszy bowiem współczesnego widza porwana z klasztoru i niecnie uwiedziona Elwira, nie przejmie dreszczem grozy potok bluźnierstw, wypowiadanych przez bohatera sztuki, nie przerazi go wreszcie nawet scena kary piekielnej, jaka czai się u kresu tej dramatycznej komedii. Wszystko to - w dzisiejszym odbiorze - są sprawy umowne i mało przekonywające, podczas gdy postawa Don Juana przekonuje swoim co najmniej racjonalizmem.
Piszę o tym dlatego, aby na tym - jak myślę, bardzo dobrym - przykładzie pokazać po jakich w istocie manowcach naiwności błądzą ci wszyscy, którzy nawołują, aby klasykę pokazywać - zwłaszcza w telewizji, tym najbardziej masowym środku przekazu - "jak Pan Bóg przykazał", "zgodnie z intencją autora", "tak jak było". A więc właśnie Hübner, mimo że usunął cały drugi akt sztuki, co jest zresztą w tym wypadku praktyką stosowaną od dawna, rzeczywiście pokazał „Don Juana” - "tak jak było", to znaczy tak, jak można było jeszcze grać tę sztukę przed stuleciem. Ale dzisiaj już nie można. Nie można dlatego, że myślimy inaczej, odczuwamy inaczej, cenimy co innego i boimy się czego innego. I z owego grania "jak Pan Bóg przykazał", recepty, którą podsuwa "Tygodnik Powszechny" piórem swego felietonisty, wynika wcale nie "wierność Molierowi, wielkiemu pisarzowi swojej epoki, lecz właśnie sprzeniewierzenie się Molierowi, zagubienie przed wielomilionową widownią tego, co w Molierze było myślową odwagą, a pozostawienie tego, co jest starzyzną i ramotą.
Spektakl wyreżyserowany został starannie, być może z pewnym nadużyciem filmu na niekorzyść sceniczności, do czego telewizja prowokuje, ale nie zmusza przecież, a zagrany znakomicie zwłaszcza przez Wojciecha Pszoniaka w roli Sganarela. Tę rolę, którą w premierowym przedstawieniu tego spektaklu grał sam Molier, Pszoniak zagrał z siłą, potwierdzającą nieprzeciętną miarę jego talentu. Englert jako Don Juan był być może dobry, być może zły, a być może przeciętny. Trudno doprawdy powiedzieć cokolwiek wiążącego o kreacji aktora, który dosłownie nie schodzi z telewizyjnego ekranu i aż dziw, że ma czas na zmianę kostiumów pomiędzy spektaklami. Publiczność przestaje już w tej sytuacji oceniać poszczególne role, mając jedynie przed oczami Englerta. Odnosi się wrażenie, jakby reżyserzy telewizyjni i telewizyjni programowcy nie zdawali sobie sprawy, jaką krzywdę wyrządzają aktorowi i sobie przez swój brak obsadowej wyobraźni.
KTT
”Teatr” nr 7, 1 lipca 1974

DON JUAN. DZIŚ W TEATRZE TELEWIZJI (hal)

Poniedziałkowy Teatr TV przedstawi dziś swoim widzom "Don Juana" Moliera. Sztukę tę słynny komediopisarz stworzył w dość niecodziennej sytuacji. Oto bowiem, gdy spektakl "Świętoszka" po jednym przedstawieniu został zdjęty z afisza, "tapicer i pokojowiec Jego Królewskiej Mości" (tak brzmiał oficjalny tytuł Moliera na dworze Ludwika XIV), aby zapewnić repertuar swemu teatrowi musiał w ogromnym pośpiechu napisać coś innego.
I wówczas to postanowił wziąć na pisarski warsztat hiszpańską legendę o diabelskim uwodzicielu. Zachował jej główne zarysy, lecz uwspółcześnił ją, nasycił swoistą satyrą. Ale ponieważ i tutaj kpił ze wszystkich świętości, "Don Juana" spotkał wkrótce los podobny "Świętoszkowi". Po premierze (15 lutego 1665 roku) rozpętała się na dworze królewskim wściekła nagonka na autora i po piętnastu przedstawieniach "Don Juan" zszedł ze sceny na całe 170 lat. Dopiero w następnych wiekach ta znakomita komedia Moliera zyskała sobie prawo obywatelstwa na scenach całego świata.
Telewizyjne przedstawienie "Don Juana" reżyserował ZYGMUNT HÜBNER, który tak oto scharakteryzował nam koncepcję tego widowiska:
- Historia Don Juana znana jest telewidzom zarówno z transmisji teatralnych tej sztuki Moliera, jak i z francuskiego filmu, który był pokazywany na małym ekranie. Przystępując więc do pracy nad tekstem, dokonałem pewnego typu adaptacji, z pewnych rzeczy zrezygnowałem, inne uwypukliłem. Chodziło mi przede Wszystkim o podkreślenie filozoficznej wartości tego utworu, dlatego mój Don Juan jest bardziej filozofem niż uwodzicielem. Rzecz całą starałem się bardzo wiernie "utrzymać w epoce". Sztuka jest więc historycznie prawdziwa zarówno w dekoracjach jak i kostiumach. Dość duże jej partie (wszystko to co się dzieje w plenerze) są filmowane. Całość zrealizowałem w kolorze, który - jak sądzą - dodaje temu właśnie widowisku specjalnego blasku.
Do słów reżysera wypada jeszcze dodać, iż w spektaklu występuje cała plejada znakomitych naszych aktorów. I tak więc Don Juana gra Jan Englert, Scanarela - Wojciech Pszoniak, Elwirę - Elżbieta Starostecka, Don Luisa - Tadeusz Białoszczyński... żeby wymienić tylko role wiodące.
Przedstawienie "Don Juana" w TV oparte jest na tekście tłumaczonym przez Bohdana Korzeniewskiego. Scenografię doń robił Jan Banucha.

PLAY-BOY W... HISTORYCZNYM KOSTIUMIE. NA TELEWIZYJNYM EKRANIE (Małgorzata Karbowiak)

I znów w poniedziałkowym teatrze telewizji dzieło o ogromnych tradycjach inscenizacyjnych i wykonawczych, utwór, którego interpretacji poświęcono niezwykle bogatą literaturą - "Don Juan" Moliera. Każda propozycja przeniesienia na mały ekran utworu o takiej zawartości myślowej i walorach artystycznych, wiążąca się z koniecznością znacznego okrojenia tekstu i przystosowania się do ram czasowych i specyfiki form podawanych w telewizji, musi budzić szereg kontrowersji. Zwłaszcza, gdy uświadomimy sobie, że znaczna część poniedziałkowej widowni stanowi często młodzież stykająca się z tekstem sztuki po raz pierwszy. W przypadku "Don Juana" niebezpieczeństwo jest jeszcze większe. Dramat czy raczej "dziwna komedia" Moliera jest utworem wieloznacznym, o bogatym ładunku treści filozoficznych, dziełem w którym losy bogatego panka z dworu Ludwika XIV mogą być odczytywane na wiele różnych sposobów. Wystarczy choćby przypomnieć - tylko z ostatniego okresu - przedstawienie łódzkiego Teatru Nowego wyreżyserowane przez J. Zegalskiego, który poszedł tropem - budzącej zarazem śmiech i grozę - komedii wywodzącej się z tradycji plebejskiego humoru. A przecież odczytywano wielokrotnie ten utwór w konwencji romantycznego dramatu czy przypowieści filozoficznej, nadając mu metaforyczny sens i wieloznaczny wymiar. Jak natomiast potraktował molierowski tekst reżyser poniedziałkowego przedstawienia?
Nie jest lojalnie rozliczać reżysera z oświadczeń składanych przed przedstawieniem, jako że oceniać mamy sam efekt pracy. W tym jednak wypadku warto powołać się na znamienne oświadczenie reżysera, widzącego tytułowego bohatera jako... playboya w historycznym kostiumie, gdyż zaciążyło to po prostu na koncepcji przedstawienia.
Odwołajmy się tu do znamiennego stwierdzenia Boya, który w "szkicach o literaturze francuskiej" pisał: "Don Juan jako ów wiecznie odradzający się i wiecznie młody kochanek wszystkich kobiet, niewiele ma wspólnego z utworem Moliera, Donżuaństwo molierowskiego "Don Juana" jest tylko ubocznym rysem do jego charakterystyki, rysem przyjętym z poprzedzających go utworów i bynajmniej nie najważniejszym".
Otóż właśnie. Zimne wyrachowanie, obłuda, poczucie bezkarności - oto inne cechy równie istotne w portrecie tej postaci, jak i uwodzenie kobiet. Dla reżysera spektaklu jednak owo donżuaństwo stało się cechą dominującą, czego dowodem były choćby takie pomysły inscenizacyjne jak kąpiel z nagą dziewczyną w wannie czy pokazanie widma damy z obnażonymi piersiami. Można by nawet powiedzieć, że Huebner poszedł w tym kierunku jeszcze dalej, pokazując wyuzdanie seksualne tej postaci. W ten sposób donżuaństwo zamiast jednego z rysów składających się na styl bycia tej postaci "bez hamulców" stałe się kreską w szkicu podstawową. Nic bardziej błędnego. W ten bowiem sposób Don Juan stał się postacią jednowymiarową, uproszczoną. Zwłaszcza iż nie "zagrały" dostatecznie mocno akcenty społeczne, prezentujące bohatera jako wytwór konkretnego systemu, opierającego się na przemocy. Rezygnacja z tekstu drugiego aktu musiała o te elementy naturą rzeczy tekst zubożyć.
Poprzez znaczne cięcia tekstu, pominięcie niektórych pełnych podtekstów filozoficznych, będących wykładnią stosunku do świata - dialogów Don Juana i Sganarela, spektaklowi brakło poetyckiego wymiaru. Musiała także wzbudzić pewne zastrzeżenia niejednolitość stylistyczna spektaklu. Wyciszenie wątków farsowych czy komediowych, albo nawet całkowita z nich rezygnacja (akt II), a zarazem brak grozy budującej przecież w pierwowzorze literackim atmosferę scen z komandorem powodowało, iż przedstawienie nie było najlepiej rozegrane od strony dramaturgicznej.
Trzeba także przyznać, iż mieliśmy chyba do czynienia z pewnymi błędami obsadowymi. Staje się u nas bardzo niedobrą praktyką powierzanie głównych ról aktorom aktualnie modnym, którzy sprawdzili się w kilku dużych rolach. Tym sposobem Jan Englert operując niemal tymi samymi środkami co w niedawnym "Hamlecie" zagrał rolę "Don Juana" ani nie nawiązując do tradycji wykonawczej tej wspaniałej postaci, ani nie proponując koncepcji odmiennej. Jego "Don Juan" był po części Hamletem, po części młodym, zbuntowanym chłopcem. Brakło mu tego wyrafinowania i tego zimnego uroku estety, która cechuje tę postać w pierwowzorze. Dyskusyjna jest także postać Sganarela w ujęciu W. Pszoniaka, zbyt mało chyba w gruncie rzeczy plebejska. Zupełnym nieporozumieniem, jak się wydaje, było powierzenie roli ojca - T. Białoszczyńskiemu, a także niedostateczne wygranie postaci pana Niedzieli.
I ostatnie zastrzeżenie. Niczym nie tłumaczyło się, co zresztą rozbijało jedność przedstawienia, owo "wychodzenie w plener". Telewizja po prostu tego nie znosi. [...]

DON JUAN CZYLI MONSTRUM W PRZYRODZIE (I. K.)

TEATR TELEWIZJI coraz sprawia nam przyjemność oglądania prawdziwego teatru,
jest to wcale teatr w potocznym pojęciu. Tak było na przykład z molierowskim "Don Juanem", które to przedstawienie bardzo przypominało jakiś z tak popularnych sensacyjnych seriali, jednocześnie nim niebędąc. Reżyser Zygmunt Hübner, dokonał wielkich skrótów, czego nie można mu mieć za złe, bo ta dość rozwlekła w istocie, gdy ja się na gorąco przejrzy sztuka, nie utrzymała by chyba widza telewizyjnego w napięciu, tak jak to się działo po wyłuskaniu z niej tego, co najważniejsze. A najważniejsze i to zgodnie z samym Molierem, który wprawdzie, jak pisze najlepszy jego jak dotąd znawca Boy-Żeleński, napisał utwór dziwny, niejednolity, niedoskonały, ale zarazem w całym swoim, olbrzymim przecież dziele, najśmielszy i najbardziej niezwykły.
Dzięki skrótom w poniedziałkowym teatrze telewizji otrzymaliśmy dzieło niezwykle przejrzyste, dla każdego zrozumiałe, a jednocześnie uwypuklające to, co Molier chciał uwypuklić; i co powiedział ustami Don Ludwika: "Wielki pan, a zły człowiek, to monstrum w przyrodzie". Nie widzi bowiem Molier nic monstrualnego w piekielnym uwodzicielu kobiet, nie interesuje go, a w każdym razie nie interesuje przede wszystkim "das ewig maennliche" w legendarnym kochanku. Molierowski Don Juan jest w pierwszym rzędzie dziecięciem swego wieku a do tego prawdziwym Francuzem owych czasów, mimo że akcja sztuki dla niepoznaki toczy się na Sycylii. Jest więc Don Juan uwodzicielem, ale niejako ubocznie. Kobieta nie jest dla niego celem, lecz raczej środkiem, by czynić źle.
Takiego Don Juana pokazał nam też Hübner, bardzo zgodnie z intencjami Moliera, który potępiany za "Świętoszka" poszedł w Don Juanie jeszcze dalej, kazał mu się w ostatniej scenie nawrócić. W spektaklu telewizyjnym jest to wspaniała, aczkolwiek jak na przedstawienie teatralne może nieco zbyt cyrkowa scena. Te gromy i pioruny, w których pali się Don Juan, bluźnierca i zbrodniarz przerażają, ale i nieco śmieszą. Scenę tę w czasach Moliera grano zapewne inaczej. Jak, trudno sobie dziś wyobrazić, w każdym razie sztuka ta, zwana jak wszystko co napisał Molier komedią, a będąca w istocie dramatem na autora ściągnęła gromy. Don Juan jak wiadomo nie wyszedł Molierowi na zdrowie i to zarówno dosłownie jak i w przenośni. Po pierwszym przedstawieniu trzeba było nieco z niego skreślić po kilku następnych w ogóle wycofać z afisza. Bo czyż zaiste właśnie w Don Juanie Molier nie pozwolił sobie za wiele, rzucając współczesnym wyzwanie choćby tylko w słowach, że cnota jest pierwszym tytułem szlachectwa i jak mówi dalej Don Ludwik mniej należy zważać na nazwisko, niż na czyny i że więcej wart jest syn tragarza będący uczciwym człowiekiem, niż syn monarchy, który by żył źle.
Nie ma może żadnego istotnego powodu, by rozpisywać się na temat właśnie "Don Juana", skoro równie, a może nawet bardziej znane są takie komedie Moliera, jak "Świętoszek" czy "Mizantrop", ale warto może pamiętać, że właśnie "Don Juan" był przedostatnim wielkim dziełem Moliera, w którym pozwolił on sobie na doniosłość, celność i śmiałość satyry społecznej. Wracając jednak do tych nieco tylko oderwanych spostrzeżeń do przedstawienia telewizyjnego, to cechowało je oprócz doskonałej inscenizacji i reżyserii także świetne aktorstwo.
Jan Englert wyposażył swego Don Juana we wszystko, co napisał o nim Molier, był zbrodniarzem, ale miał dużo wdzięku i znamienne poczucie szlacheckiego honoru, który nie wyklucza łajdactwa i wielka odwagę nawet wobec piekła, które się przed nim na końcu otworzyło. Czy jednak prawdziwym bohaterem tego przedstawienia nie był Wojciech Pszoniak w roli Sganarela? Wygłaszane przez niego tyrady, mające odwrócić uwagę Don Juana od planowanych przez niego szelmostw, ta pozorna głupota sługi, który w istocie doskonale przejrzał słabostki swego pana. To były momenty skłaniające do prawdziwego zachwytu nad doskonałą gra aktorską. Sądzę, że wielu telewidzów oglądało to przedstawienie z prawdziwą przyjemnością, jedni dla dobrego aktorstwa, inni dla przypomnienia o nieśmiertelności Moliera, byli chyba wreszcie i tacy, którym musiała się spodobać śmiała scena kąpieli. Wyobrażam sobie jednak te listy pełne protestu, które zapewne napłyną do telewizji. Naga kobieta w wannie! Tego jeszcze nie było!

JESZCZE JEDEN DON JUAN (Janina Szymańska)

Trzeba mieć odwagę, żeby się nie bać Boga. Trzeba być zupełnie pozbawionym wyobraźni, żeby nie dopuszczać możliwości istnienia duchów. Nawet największy niedowiarek, jeżeli jest obdarzony choćby odrobiną fantazji, miewa chwile zwątpienia. Jakżeż można odmawiać tego prawa Molierowskiemu Don Juanowi?
Kiedy lat temu trzysta Molier zapragnął pokazać swojego Don Juana na scenie, rozległ się gromki chór protestów, który oparł się aż o króla. Sztuka została zatrzymana i już za życia autora na scenę nie powróciła. Czego tak bardzo przestraszyli się dworacy Ludwika, czemu uznali, że właśnie komedia o hiszpańskim zdobywcy serc niewieścich może zagrozić podstawom ich bytu, rządowi dusz, do którego rościł sobie Kościół wyłączne prawo? Bo przecież nie uległby król intrygom spowodowanym jedynie osobistymi urazami do własnego nadwornego komediopisarza, niejakiego pana Moliera...
Zygmunt Hübner zrobił w swoim telewizyjnym przedstawieniu "Don Juana" wszystko, żeby usprawiedliwić niegdysiejszych wrogów komediopisarza. Ale przewrotne to usprawiedliwienie. Bo ze wszystkich adaptacyjno-inscenizacyjnych zabiegów wyszedł Don Juan niezbyt rozgarnięty, którego celem jedynym jest w miarę wygodne ułożenie sobie życia. Jest po prostu człowiekiem amoralnym i pozbawionym szczypty wyobraźni. Walka z takim Don Juanem na nikogo oczywiście cienia nie rzuca. Tylko czy warto z nim walczyć? Czy owo zwycięstwo molierowskich adwersarzy po trzystu latach z hakiem nie wzięło się przypadkiem z założonej z góry bezwarunkowej kapitulacji?
Niebagatelną rolę odgrywają w sztuce Moliera duchy. Sprawiały niemało kłopotów inscenizatorom. Nie wydaje się, by odpowiedź na pytanie o ich istnienie miała wielkie znaczenie dla samego Don Juana, skoro jego wyznaniem wiary jest wewnętrzna wolność, niezależność myśli, niepokorność ducha. Taki Don Juan jest rzeczywiście niezmiernie groźny dla wszystkich despotów. Don Juan w inscenizacji Hübnera jest bananowym młodzieńcem, który przyzwyczaił się do tego, że mu wszystko wolno - nawet nie wierzyć w duchy i karanie boskie. Ubiera to w piękne słowa, których sensu nigdy nie domyślał się do końca. Jego niewiara wynika jedynie z niedostatków wyobraźni, a więc pokonać ją można łatwo namacalnością dowodów. Jest odważny odwagą zadufanych w sobie szaleńców, ale łażący i gadający posąg zaczyna w nim budzić pewne wątpliwości, a ostatni krok jest jedynie ostatnim odruchem dziecinnego oporu. Słowo daję, niebiosa się pospieszyły. Jeszcze chwila, a Sganarel zwerbowałby ku ich chwale jeszcze jedną duszyczkę.
Można też posprzeczać się z Hübnerem o wyrzucenie sceny z wieśniaczkami, usprawiedliwiającej czar, jaki otacza jednak Don Juana, mimo wszystkich jego bezeceństw. Ale można również oceniać przedstawienie Hübnera w oderwaniu od autorskich pierwowzorów. Acz przyznam, że przychodzi mi to z trudem. Otrzymujemy wtedy pouczającą historyjkę z morałem o przygodzie, która spotkała pewnego młodego panka i jego sługę w drodze przez las. A właściwie odwrotnie - pewnego sługę i jego młodego pana. Ale o tym za chwilę. Najpierw ekspozycja z Elwirą, następnie malownicza wędrówka przez las, nie pozbawiona elementów horroru, i wreszcie konsekwencje dosyć przypadkowego zabłąkania. I śmierć z kosą w ręku. A więc zabawna, ilustrowana przypowieść całkowicie w średniowiecznym duchu o przeznaczeniu, które czyha zza węgła (czy zza drzew), żeby pokarać grzesznika. Ilustrowana dosyć szczegółowo, bardzo pomysłowo poprowadzona. Z wybijającą się na plan pierwszy postacią pokornego sługi bezbożnego pana. Sganarel Wojciecha Pszoniaka przygasił konsekwentnie wszelkie uroki, jakimi mógł błyszczeć Don Juan - raczej retoryczny w wykonaniu Jana Englerta. Pszoniak nie miał w sobie nic z ludowego wesołka, ani śladu błazeństwa. Był tym, któremu wiara daje prawo sądzenia wszelkich poczynań; służąc wiernie i nienawidząc skrycie czeka, dopóki jakaś okazja nie pozwoli mu ogłosić mściwego triumfu. Był to więc miejscami mecz między Don Juanem a świętoszkiem, w którym jednak Tartuffe'owi przyznano prawo sądzenia.

DON JUAN CZYLI ROMANCA O NIENARUSZALNYM PORZĄDKU śWIATA (SAS)

1.Zygmunt Hübner za pośrednictwem teatru telewizyjnego uprzystępnił nam arcydzieło {#au#84}Moliera{/#} - DON JUAN. Ale mnie nie interesowała akcja. Interesował mnie problem. Don Juan traktuje bowiem o nienaruszalnym porządku świata. Reszta to tylko tło dla tej podstawowej tezy. Naruszenie w jakiejkolwiek bądź postaci tego porządku być napiętnowane, musi się spotkać z odmową akceptu, musi egzekwować karę.
2. Jeśli postawą życiową jest brak jakiejkolwiek postawy moralnej, to życie nie jest nic warte. Jest małe i brudne, mimo znajomości dzieł Ojców Kościoła, Anachoretów i Spinozy. Nie ma wówczas najmniejszego sensu kantowskie sławne zdanie: "Niebo gwiaździste nade mną, prawo moralne we mnie". Postawą Don Juana była negacja wszystkiego i wszystkich. Ukarany został nie za łajdactwa i bonwiwanctwo, wreszcie nie za chuligański i pasożytniczy tryb życia, ale właśnie za negowanie każdej pozytywnej wartości, za to, że naruszył raz po wsze czasy ustalone kanony wartości i prawa współżycia społecznego. Komandor jest przecież przenośnią. Będąc rzecznikiem sprawiedliwości i jej egzekutorem, jest przede wszystkim sumieniem don Juana. I jest to najbardziej kapitalna sprawa, najmocniej znacząca swój ślad nie tylko w tym przedstawieniu, ale przede wszystkim w życiu: niezależność sumienia, które nie da się przecież zagłuszyć. Zamordować. I które przecież w rezultacie zawsze, u najbardziej skamieniałego grzesznika dochodzi do głosu.
3. Jest don Juan mitem wiecznym. "Uwodziciel z Sewilli" wprowadzony do literatury przez Tirso di Molina - don Juan Tenorio rozpoczął swój bujny literacki żywot. I nie tylko literacki. Jak każdy mit, don Juan mocno zakorzenił się w społecznej świadomości. Stał się nie tylko zresztą legendą, stał się przede wszystkim stylem życia, życiową postawą człowieka. Jakiż wspaniale bogaty jest molierowski tekst. Ile w nim paszkwili, ironii,gniewu i drwiny. A ileż w nim zadumy nad kondycją człowieka.
Jest don Juan człowiekiem niestrudzenie dążącym do swojego unicestwienia. Powiedziałbym, że na oślep - mimo pozorów racjonalnego myślenia - zbliża się do nieuchronnej zagłady. A przecież mógł się zatrzymać. Miał szansę powrotu do społeczeństwa, do zwyczajnej ludzkiej godności. Rzecz w tym, że z tej szansy nie skorzystał. Może dlatego, że bał się o swoją legendę? A może brakowało mu cierpliwości ? A może jego deprawacja była już w stanie rozkładu, w stanie agonii, była już zwyczajnie śmiercią psychiczną, wobec której śmierć fizyczna ciała stała się tylko naturalną koniecznością.
4. A przecież don Juan i jego postawy nie są nam w żadnej mierze obce. Jest on przecież naszym dalekim ojcem, jednym z pierwszych, którzy urodę świata widzieli tylko przez pryzmat konsumpcji. On przecież tylko brał. I brał. Pozbawiony uczuć, chłodny racjonalista, dla którego wszystko i wszyscy byli rzeczami. Don Juan i donjuanizm są początkiem kryzysu człowieka współczesnego.

BYĆ DON JUANEM-PLAYBOYEM? (K)

Tytułowe pytanie, wbrew pozorom nie jest szokujące, szczególnie dla tych, którzy wysłuchali przedpremierowej rozmowy. O takiej interpretacji roli mówił reżyser Zygmunt Hübner szczegółowo przy tym wyjaśniając znaczenie (także filozoficzne!) Molierowskiej komedii.
Okazuje się jednak, że nie wszystko jest aż tak proste, choć warunki realizacji "Don Juana" były przednie - piękne wnętrza, dokrętki filmowe, znakomita obsada czołowych ról. Być Don Juanem-playboyem wcale nie jest łatwo, niełatwo zagrać także komedię, by nie zagubić w niej znaczeń wyższej rangi, a także po prostu humoru.
I tak - akcentów komediowych nie było. Zastąpiono je, całą gamą innych doznań, wśród których królowało to, co zwykliśmy aktualnie określać jako seks. To w "Don Juanie" o takim ujęciu zupełna nowość, wzbogacająca, być może, doznania wizualne odbiorców.
A nasz playboy? Dla niego to chleb powszedni, tym "trudni" się przez cały czas trwania spektaklu telewizyjnego i to jakby wbrew zapewnieniom reżysera. Miał być libertynem - jest uwodzicielem, miał reprezentować typ młodzieńca z wyższych sfer, który świadomie i buńczucznie korzysta z bezkarności - jest dość rozleniwionym bawidamkiem; niewiele ma nam do powiedzenia.
Rezonerem w tym przedstawieniu jest Sganarel, on kontruje wszystkie postępki Don Juana tyle, że nie z pozycji sługi, co współpartnera, nie z naiwności ducha, a raczej jakby czerpiąc z wiedzy zawartej w księdze życia. Sganarel ją czytał.
"Don Juan" został okrojony - na to zgoda. Został też jednak znacznie zubożony właśnie w swej warstwie filozoficznej, a z tym pogodzić się trudno. Jeżeli tytułowy bohater (Jan Englert) w starciu o racje filozoficzne przegrywa z Sganarelem (Wojciech Pszoniak) - tkwi w tym jakaś pomyłka.
Jest zresztą faktem, że w tym spektaklu zainteresowanie skupia na sobie przede wszystkim Sganarel - ale to już sprawa znakomitego aktorstwa Wojciecha Pszoniaka.
Oglądałam telewizyjne przedstawienie w kolorze, myślę, że jego dużym walorem jest efektowna scenografia Jana Banuchy, interesujące dokrętki filmowe Mieczysława Lewandowskiego.
Widziałam już wiele przedstawień "Don Juana" - każde w jakiejś mierze było sporne. To podobnie. Ale przecież jest o co się spierać.

PLAYBOY SPRZED TRZECH WIEKÓW (I. E.)

Dobra passa nie opuszcza poniedziałkowego Teatru Telewizji. No i cieszymy się z tego podwójnie, bowiem w innych rewirach telewizyjnego programu nie za dużo ostatnio uświadczysz atrakcji.
Ostatni spektakl - "Don Juan" Moliera - w bardzo wyrazistej i realistycznej inscenizacji Zygmunta Hübnera, wsparty inteligentnym błyskotliwym aktorstwem Jana Englerta (Don Juan), a nade wszystko wspaniałą kreacją Wojciecha Pszoniaka w roli Sganarela - stał się pięknym i frapującym wieczorem teatralnym.
Zygmunt Hübner odczytał tę siedemnastowieczną sztukę jakby na nowo, sprowadził ją z piedestału teatrum na ziemię, jej bohaterom jakby przydał cech ludzi nam współczesnych (w czym pomógł potoczysty tekst w nowym przekładzie Bohdana Korzeniowskiego), nie tracąc przy tym nic po drodze z uroków molierowskiej dramaturgii i moralizatorstwa.
Don Juan - uwodziciel i cynik, sceptyk i racjonalista - bohater dziesiątków utworów największych poetów i dramaturgów ostatnich trzech stuleci, objawił się w telewizyjnym widowisku w postaci siedemnastowiecznego playboya (by posłużyć się trafnym określeniem reżysera), niezbyt odległego w sposobie bycia i myślenia od podobnych mu istot nam współczesnych. Oczywiście, stało się tak w dużym stopniu za sprawą Jana Englerta, który miejscami przypominał wprost swego bohatera z filmu "Poślizg". No i dobrze. Zresztą i Wojciech Pszoniak zagrał służącego Sganarela soczyście i zupełnie inaczej niż to niesie teatralna tradycja tej roli: wesołka - mentora.
A więc "Don Juan" odbrązowiony, odmitologizowany? Na pewno - choć nie uwspółcześniany na siłę. Po prostu poprzez trafne i efektowne zarazem odczytanie - bliższy dzisiejszemu widzowi. Niegdyś Molier przy okazji tej sztuki gromił wielmożów za pogardliwy stosunek wobec innych stanów, za pewność siebie i samowolę. Zdanie, że "pochodzenie bez cnoty jest niczym" brzmiało jak wyzwanie w królewskim teatrze. Dziś dzieło Moliera nie wzburza, raczej zaciekawia jak portret niecodziennej osobowości. Tak je właśnie przedstawili twórcy telewizyjnego spektaklu.
"Don Juan" stał się dalszym ciągiem aktorskiego festiwalu Elżbiety Starosteckiej. Po "Przepióreczce", "Balladzie tramwajowej" i "Czarnych chmurach" bardzo pięknie przedstawiła się w roli Donii Elwiry. Chciałbym jak najdłużej oglądać tę urodziwą i wielce utalentowaną aktorkę w TV. Pamiętam jednak parę takich "seriali", której nagle się urywały. Tfu, odpukajmy.

SMUTNY DON JUAN (Z. Sieradzka)

Ta komedia najwięcej kłopotów sprawiała zawsze molierowskim komentatorom a i na autora jeszcze za życia, najgroźniejsze ściągnęła burze i prześladowania, do zarzutów bluźnierstwa włącznie. I choć odczytywano ją różnie i rozmaicie interpretowano tytułową postać, świadomie łamiąca ustalony porządek rzeczy - zawsze molierowski "Don Juan" brzmiał ostro i wzbudzał gorące dyskusje.
Telewizja nasza ma już na swym koncie niejednego "Don Juana". Tym razem zobaczyliśmy go w reżyserii Zygmunta Hübnera, z Janem Englertem w roli głównej i Wojciechem Pszonakiem jako Sganarelem, w przepięknej oprawie scenograficznej Jana Banuchy.
W rozmowie poprzedzającej spektakl, reżyser - odpowiadając na pytania Stefana Treugutta - starał się wytłumaczyć jak widzi swojego telewizyjnego bohatera, choć zbyt jednolita i nadto spokojna postać stworzona przez Englerta nie pokrywała się z koncepcją współczesnego playboya. Toteż czytelniejszy wydał mi się on w swym drugim wcieleniu pod maską obłudnika, kryjącego pod szyldem poprawności swe niecne sprawki.
Do odtworzonej postaci Sganarela też chyba żaden dotychczasowy klucz nie pasuje. Wojciech Pszoniak grał raczej kompana niż sługę; zwierciadło, w którym Don Juan lubi się przeglądać. Stąd jego rezonerstwo było jedynie odbiciem wysłuchiwanych tyrad, a cała postać wydawała się raczej rodem z tragedii. Brak mi było zdrowego rozsądku Sganarela i jego plebejskości, buntującej się przeciw pysze bezkarnego panka. A przede wszystkim celnego humoru, który wiąże ten jakże wspaniały, a nietypowy utwór (prozą!) z resztą twórczości wielkiego Moliera.

"DON JUAN" MOLIERA (rok)

Literacka postać Don Juana narodziła się z hiszpańskiego wątku ludowego. Pierwszy dał jej żywot sceniczny hiszpański komediopisarz Tirso de Molina (znany u nas głównie jako autor komedii "Zielony Gil" w Tuwimowskiej przeróbce). Od tego czasu powstało wiele utworów, których bohaterem jest legendarny sewilski uwodziciel. Wątek ten podejmowali m.in. Molier, Byron, Puszkin, w operze Mozart, a w naszym stuleciu - Camus i Frisch.
Najsłynniejszy jest jednak "Don Juan" Moliera, napisany w 1665 r. i stale, aż do dziś utrzymujący się w repertuarze teatrów całego świata. Dla inscenizatorów sztuka ta jest smacznym kąskiem z uwagi na możliwości różnych interpretacji tytułowej postaci oraz ze względu na dwoisty charakter samego utworu, w którym zmieszane są elementy komedii i dramatu. Toteż każda nowa inscenizacja "Don Juana" jest niespodzianką. Dzisiejszy spektakl telewizyjny reżyserował Zygmunt Hübner który wystąpi - być może - z jakąś własną ciekawą propozycją odczytania Molierowskiego, arcydzieła. W głównej roli wystąpi niedawny Hamlet - Jan Englert.

MOLIER "DON JUAN" (Z. Sz.)

Popularny hiszpański wątek ludowy Don Juana znalazł pierwsze wcielenie literackie w r. 1630 - w "Komedii o sewilskim uwodzicielu i kamiennym gościu" Tirso de Moliny. Od tego czasu wątek ten inspirował wielu pisarzy, muzyków i filozofów; przykładem choćby Molier, Byron, Mozart, Puszkin, Frisch i Camus.
"Don Juan" Moliera powstał w r. 1665. Boy pisał o Molierze: "W epoce, kiedy on tworzył, rodzaj komiczny i tragiczny były najściślej od siebie oddzielone, nikomu w głowie nie postało, że komedia może zarazem bawić, wzruszać, poruszać doniosłe problemy; że może odbijać zarazem komizm i tragizm życia. Molier za jednym zamachem obala te sztuczne bariery, otwiera drogę, do pełni twórczej swobody". - I może właśnie "Don Juan" jest w twórczości Moliera najpełniejszym wyrazem zmieszania elementów komedii i dramatu.
Reżyser tego utworu staje przed dwiema krańcowymi możliwościami jego odczytania obrony Don Juana - i potępienia. Toteż wydaje się, że właśnie w rozumieniu bohatera tytułowego kryje się klucz przedstawienia.
Bohdan Korzeniewski, teatrolog i wybitny reżyser starszego pokolenia. Inscenizując kilkakrotnie utwór Moliera starał się wygłosić możliwie pełną obronę. Don Juana - libertyna, racjonalisty walczącego z ciemnotą, przesądem i klerykalizmem. Racjonalizm Don Juana jest dla nas ciągle cenny, ale brak u tego bohatera szacunku dla innych. Jego lekceważenie wszelkich reguł życia społecznego to przesłanki do skonstruowania takiej postaci, której postępowanie budzi protest. Uwodzenie kobiet - jak w sensie najbardziej potocznym rozumie się donżuanizm - nie jest oczywiście najważniejsze. To tylko jeszcze jeden dowód bezkarności siedemnastowiecznego pana, który z pogardy dla społeczności, w jakiej żyje, stworzył podstawę swej filozofii życiowej.

"DON JUAN". TEATR TV ZAPRASZA (STAM)

Molierowskiego "Don Juana" oglądaliśmy na małym ekranie bodajże przed trzema laty, w ramach prezentacji teatrów TV na świecie. Był to spektakl francuski.
W najbliższy poniedziałek, 25 lutego, godz. 20.20, Teatr TVP zaprezentuje nam własną inscenizację, w reżyserii Zygmunta Hübnera. W rolach głównych: Jan Englert, Wojciech Pszoniak i Elżbieta Starostecka. Z. Hübner proponuje nową interpretację klasycznego utworu Moliera; utworu nie tyle o wielkim uwodzicielu, co zbuntowanym intelektualiście i... obłudniku.
Don Juan ma własny stosunek do świata; jego filozofia znajduje wykładnię w takim oto rozumowaniu:
"...Cóż to za porządek świata, jeśli niesie on - jak dotychczas - same ograniczenia?... Tak jakoś wychodzi, że wiele z tego, co zgodne jest z naturą i kondycją człowieka, przeważnie bywa "niegodziwe"... Miłość do kobiety - póki nie otrzyma odpowiedniej sankcji - to także "niegodziwość". A dlaczego?... Czyż matka natura stworzyła owe sankcje, czy też człowiek wymyślił je i po co ?...Wymyślono je niby dlatego, aby "nie krzywdzić kobiety". Lecz któż to powiedział, że miłość jest krzywdą?... Krzywda - jeśli istnieje wynika właśnie z ustalonych norm i one to, a nie miłość, mogą nieść i często niosą pokrzywdzenie. Koma więc potrzebne są te normy? (...) Bo i cóż jeszcze na tym plugawym świecie może mieć sens i wartość, oprócz własnego żywota, którego przecież nie należy oskubywać z chwil jasnych... Kto żyje - ten nie drzemie!..."
Don Juan jest więc racjonalistą, wyznawcą praw natury, burzycielem obowiązujących norm społecznych a sprawy kobiet, miłości i legendarnego uwodzicielstwa - są jedynie jednym z elementów jego postawy życiowej i filozoficznej.
Don Juan jest nie tylko zagadkowy i dwuznaczny w swojej filozofii, jest również dziwaczny w samej materii teatralnej.

TYDZIEŃ NA MAŁYM EKRANIE (?)

Zygmunt Hübner proponuje własną interpretację utworu Moliera, czyli nie tyle opowieść o wielkim uwodzicielu, ile zbuntowanym intelektualiście i kontestatorze. Don Juan jest w tym ujęciu bardziej racjonalistą i libertynem, wyznawcą praw natury i burzycielem obowiązujących norm społecznych. Miłość i kobiety to w tym kontekście tylko jeden z elementów postawy bohatera, choć ponieważ o Don Juana chodzi, elementem jakże ważnym. Ciekawie więc zapowiada się propozycja teatru poniedziałkowego w telewizji. [...]