Teatr Telewizji

premiera 5 marca 1969

reżyseria i scenariusz - Zygmunt Hübner

przekład - Emilia Witwicka

realizacja TV - Joanna Wiśniewska

scenografia - Krystyna Husarska

obsada:

Hanta - Tadeusz Fijewski

Marzenka - Ryszarda Hanin

Szef - Edward Dziewoński

Dodo - Adolf Dymsza

Kościelny - Bronisław Pawlik

Mleczarka - Helena Dąbrowska

Kasjer - Stanisław Gawlik

Człowiek z wózkiem - Adam Mularczyk

Staruszek - Kazimierz Dejunowicz

Barmanka - Krystyna Borowicz

Sprzątaczka - Teofila Koronkiewicz

Antoni - Marian Friedmann

Rulnerowa - Danuta Wodyńska

Antykwariusz - Witold Skaruch

Kasjerka - Mirosława Krajewska


O TELEWIZYJNEJ WYMOWIE REKWIZYTU. TELEOBIEKTYW (Władysław Orłowski)

Telewizyjne Studio Współczesne pomyślane jest jako swoiste laboratorium. Tutaj można wypróbowywać teksty dramatyczne jeszcze nie całkiem atakujące aktualne problemy. Tu jest miejsce dla debiutu autora, który nie ma zbyt wielu doświadczeń w zakresie dramaturgii telewizyjnej. Tutaj wreszcie próbować można rzeczy dyskusyjne, eksperymentalne, nawet ekskluzywne.
Dałbym przysłowiowego konia z rzędem temu, kto mi wytłumaczy, dla jakich względów spektakl „Baron Munchhausen” według opowiadania Bohumila Hrabala trafił właśnie do Studia Współczesnego. Czy nie byłoby słuszniej nadać go w ramach tzw. teatru poniedziałkowego uważanego za bilet wizytowy Telewizji Polskiej?
Przede wszystkim dlatego, że chodzi o dobrą literaturę, bynajmniej nie budzącą wątpliwości. W opowiadaniu swoim o panu Hancie, współczesnym baronie Munchhausenie, podobnie jak w powieści „Pociągi pod specjalnym nadzorem”, Hrabalowi udaje się dotrzeć do samego miąższu życia. Jego bohaterowie i ich sprawy nie są wydumane, tkwią mocno w rzeczywistości. W dodatku sprawy małe, banalne urastają pod piórem czeskiego pisarza do jakiegoś egzotycznego wręcz piękna.
W gadulstwie Hanty pobrzmiewają echa dobrego wojaka Szwejka, z tym, że bohater Haska uczestniczył przymusowo w wydarzeniach na miarę historyczną, podczas gdy poczciwy pracownik składu makulatury ma za tło wydarzenia codzienne, zdawałoby się nieciekawe. Tym większa zasługa Hrabala, że w tak zwyczajnej scenerii potrafi wyczarować barwne, fascynujące obrazy.
Nie jest „Baron Munchhausen” czymś eksperymentalnym ani ekskluzywnym. Ta dobra strawa artystyczna przypadła z pewnością do gustu większości telewidzów. Więc raz jeszcze pytanie: skąd to skromne przesunięcie w ramy Studia Współczesnego? Ostatecznie jednak nie to jest najważniejsze, choć teatr środowy jest z pewnością mniej oglądany przez publiczność niż poniedziałkowy. Ważne jest, że dzięki reżyserowi Zygmuntowi Hübnerowi i wykonawcy głównej roli Tadeuszowi Fijewskiemu obdarzeni zostaliśmy bardzo dobrym widowiskiem. Nie chciałbym także umniejszać przy tym zasługi innych wykonawców, a przede wszystkim R. Hanin, E. Dziewońskiego, A. Dymszy, B. Pawlika i innych.
Ale wrodzona przewrotność podsuwa mi myśl, by podkreślić dziś szczególną rolę, jaką w omawianym spektaklu odgrywały rekwizyty. Rekwizyt w teatrze jest najczęściej przedmiotem pomocniczym. Ot, czymś co na chwilę zajmie ręce aktora, lub posłuży za pretekst dla kolejnej kwestii. W telewizji funkcja rekwizytu bywa inna. Wynika to zapewne stąd, że podczas gdy w wielkiej sali teatralnej drobny rekwizyt dostrzegany jest przez publiczność z pewnym trudem, to na ekranie telewizyjnym przy zastosowaniu zbliżenia rekwizyt chwilami skupia na sobie główną uwagę widza. Ileż to razy kamera błądzi po fragmencie reliefu czy sztukaterii, zatrzymuje się na stylowych meblach, względnie ich cząstkach, ukazuje z bliska nakrycie stołowe itp. Rekwizyt przestaje być w takich razach szczegółem drugo- czy trzeciorzędnym. Skoro na moment choćby wypełnia sobą kadr telewizyjny - nabiera wagi, staje się elementem plastycznym, a często ma wymowę metaforyczną czy symboliczną. Dochodzi do głosu nieraz na równi z twarzą aktora. Bywa także miarą upływającego czasu, cezurą, lab łącznikiem między scenami widowiska.
Do tych dłuższych rozważań nad rekwizytem skłonił mnie właśnie „Baron Munchhausen”, w którym udział rekwizytów mierzyć można nie tylko ich ilością, ale i znaczeniem dla charakteru widowiska. Właśnie w rekwizytach dopatruję się po części smaku tego przedstawienia.
Nie były to rekwizyty stylowe, ani olśniewające urodą i kształtem. Przeciwnie. Przedmioty codziennego użytku - wózki, skrzynie, pudełka, zwały makulatury, kieliszki, butelki. Jedyną okrasę stanowiły kiczowate anioły wycofane z kościoła i piłowane przez Hantę i kościelnego na drzewo opałowe.
Oczywiście, obecność każdego z rekwizytów da się wytłumaczyć realną sytuacją w poszczególnych fragmentach spektaklu. Ale chyba będzie to wytłumaczenie niewystarczające. Reżyser z pomocą scenografa (K. Husarska) kazał przedmiotom tym przemówić, wesprzeć aktorów uzupełnić ich słowo i grę.
Powiedzmy szczerze: świat, w którym obraca się Hanta jest pewnym marginesem życia. Tę marginesowość właśnie sygnalizowały rekwizyty w środowym spektaklu. Dzięki nim jednocześnie łgarstwa pana Hanty ulegały natychmiastowemu demaskowaniu. Jego przechwałki wpisane były bowiem w łachmaniarskie tło.
Na tym przykładzie chciałem pokazać, że warto czasem zastanowić się nad telewizyjną wymową rekwizytu.
Władysław Orłowski
„Odgłosy” nr 11, 16 marca 1969

BARON MUNCHHAUSEN. TEATR TV (a)

Każda wycieczka w świat bohaterów Bohumila Hrabala zapowiada przeżycia z pogranicza realności i fantastyki; zwyczajne środowiska, w których żyją niby-prości ludzie z jego opowiadań, nabierają kolorytu "krainy snów" z chwilą, kiedy autor przekornie rozmieszcza w realistycznej scenerii swoje rekwizyty: znaki, symbole, gesty i reakcje przypominające do złudzenia chwyty artystyczne surrealizmu.
Hrabal, który imał się wielu zawodów - nie zawsze z własnego wyboru - utrzymuje, że to doświadczenia życiowe i obserwacja realiów środowiskowych są głównym tworzywem jego pisarstwa. Wydaje się jednak, że Hrabalowskie widzenie świata równie wiele zawdzięcza czeskiej tradycji literackiej, co praskiemu folklorowi; stąd w jego prozie ironia Szwejka pomieszana z liryczną zadumą bywalców miejskich ogródków z piwem.
Współczesny baron Munchhausen -tytułowy bohater opowiadania, przeniesionego na mały ekran przez Zygmunta Hubnera (spektakl Studia Współczesnego, nadany w dniu 5 marca) pracuje w składnicy makulatury. Mistrz łgarzy i fantastów nosi wytarty płaszcz, a pod pachą sporą teczkę z książkami, wygrzebanymi ze sterty tomów przeznaczonych na przemiał. Hrabal przywraca tutaj do łask mit prostaczka (w całej swojej twórczości zresztą czyni to samo); przeciwstawia indywidualność bohatera (polegającą, jego zdaniem, na cudownej spontaniczności przeżywania świata) automatyzmowi instytucji i przyzwyczajeń codziennego, bezdusznego życia. Owo życie zautomatyzowane i groteskowe symbolizuje tu składnica makulatury - miejsce podobnie odpychające, jak bar-automat "Świat" z opowiadania tytułowego w wydanym u nas żbiorku Hrabala. Hanta nie jest bynajmniej koneserem literatury - wszystko mu jedno, czy sprzedaje uratowane ze śmietnika książek wydanie Goethego, czy opowiada brukowy romans egzaltowanej barmance. Liczy się tylko jego własna twórczość - opowieści pełne niezwykłych lub zjadliwych zmyśleń, powstające dla potrzeb księgarskich transakcji. Świetny materiał literacki, znakomity reżyser, najlepsi aktorzy (Tadeusz Fijewski w roli Hanty-Munchhausena, Edward Dziewoński, Adolf Dymsza, Bronisław Pawlik) - i przedstawienie, mimo to, tylko udane... Obejrzeliśmy wprawdzie sceny-arcydzieła, jak choćby dialog Fijewskiego z Dziewońskim o polowaniu, zakończany poszukiwaniami (w stercie makulatury) rzekomej "podstawowej monografii o jeleniu..." - ale były też fragmenty niepotrzebnie wydłużone, brak tempa szkodził nastrojowi opowieści, komizm sytuacyjny sceny u kościelnego okazał się nie najlepszej próby. Uczucie niedosytu wynika, być może, nie tyle z drobnych przecież potknięć inscenizacyjnych, co raczej tłumaczy się oporem stawianym przez "materię pisarską" utworu wobec prób przekładu na język kolejno następujących scen i obrazów dramatycznych. W "Perłach na dnie", nowelowym filmie czechosłowackim opartym również na opowiadaniach Hrabala, udało się twórcom znaleźć obrazowe odpowiedniki groteski i fantastyki, zawartych w tej oryginalnej prozie; tam też sukces był niemal pełny, tu - zaledwie połowiczny.

PRZY PIWNYM KONFESJONALE. SZKLANY EKRANIK (Zdzisław Morawski)

Coraz trudniej jest w ciągu tygodniowego oglądania telewizji wybrać rzecz godną konfrontacji z czytelnikami. Z ogromną więc przyjemnością informuję telewidzów, że w ubiegłym tygodniu znalazłem aż dwie takie pozycje. Było to przede wszystkim widowisko pt. "Baron Munchhausen" według czechosłowackiego pisarza współczesnego Hrabala oraz komedia Przybory opatrzona tytułem "Mężczyzna do wynajęcia". Poza tymi pozycjami było oczywiście wiele godzin emisyjnych w telewizji, ale były to raczej pozycje, którymi pamięci nie potrzeba sobie obciążać.
Z literatury narodów czechosłowackich - chyba najgłębiej w świadomości czytelniczej tkwi Hasek, autor wspaniałego dzieła o przygodach dobrego wojaka Szwejka w cesarsko królewskiej armii Franciszka Józefa. Szwejkowe marsze i kontrmarsze, Szwejkowe dykteryjki, to wspaniały obszar literacki, który do dzisiejszego dnia nie stracił na aktualności. Dla porządku rzeczy przypomnieć się godzi, że wielu twórców filmowych, a i telewizyjnych, próbowało adaptacji Haskowego dzieła, ale żaden z oglądanych przeze mnie spektakli nie dorównał literackiemu pierwowzorowi. Te kilka słów o Hasku i jego dziele wydaje mi się celowe przy omówieniu pozycji Hrabala, albowiem Hrabal ma w swej twórczości coś z autora "Dobrego wojaka Szwejka". Te gadki przy piwnym konfesjonale, gadki na poły abstrakcyjne na poły konkretne, te dykteryjki, którymi bohaterowie jednego i drugiego autora raczą nasz najlepszy ze światów i naszą najdoskonalszą rzeczywistość, te fajerwerki prostej mądrości, czerpanej zapewne z autentycznych czeskich piwiarni, to wszystko sprawia, że literaturę tę chłonie się jak haust zimnego piwa w duszne popołudnie. Oglądając taki spektakl, jak "baron Muenehhausen" chce się powiedzieć, że warto mieć w domu odbiornik, że można się czasem przed szklanym ekranem roześmiać. W przedstawieniu znakomitego tekstu Hrabala wzięli udział aktorzy scen warszawskich, a przede wszystkim: Fijewski, Hanin, Dziewoński, Pawlik.
Przepysznie się składa, że druga pozycja dzisiejszego felietonu, to także rzecz do śmiechu. Humor tej drugiej pozycji jest umieszczony w zupełnie innych kategoriach, oglądało się wszakże "Mężczyznę do wynajęcia" z przyjemnością.
Pozycja ta była zresztą do oglądania również dzięki dwójce aktorskiej - Krafftówna, Michnikowski - która potrafiła nadać tekstowi wiele scenicznego życia.

QUOD LIBET, CZYLI CO KTO LUBI (J. M.)

[...] Bardzo udało się Zygmuntowi Hubnerowi przeniesienie opowiadania Bogumila Hrabala "Baron Munchhausen" do telewizyjnego Studia Współczesnego, choć wstępne sceny, trochę za długie i zbyt powolne nie zapowiadały niczego dobrego. Ale spektakl wyraźnie "rozkręcał się" z każda nowa fantastyczną historyjka Barona ze składnicy makulatury,z każdym jego śmiesznym łgarstwem. Tadeusz Fijewski stworzył postać jak zwykle "jedyną";jak zwykle szybko przez widownie akceptowana. Partnerowali mu znakomicie wszyscy aktorzy, także grający role epizodyczne - żeby przypomnieć choćby świetna dozorczynie Danuty Wodyńskiej. Najlepsza partia tekstu przypadła Bronisławowi Pawlikowi, którego dialog z współczesnym królem kłamców należał do najcelniejszych fragmentów przedstawienia [...].

OPOWIADANIE HRABALA (g)

Świetne pisarstwo Bohumila Hrabala znane jest u nas z powieści, opowiadań i filmu. W telewizyjnym Studiu Współczesnym" pokazano opowiadanie Hrabala "Baron Munchhausen" w tłumaczeniu E. Witwickiej, w reżyserii i według scenariusza Zygmunta Hübnera. Ten współczesny czeski Munchhausen nie jest baronem, ale funkcjonariuszem w magazynie makulatury. Jak tamten fantastyczny bajarz opowiada najróżniejsze przygody z banalnego życia codziennego z wdziękiem poety i domorosłego filozofa. Jest w nim coś ze Szwejka przeniesionego z c.k. armii austriackiej do dzisiejszego małego miasteczka. Jak zawsze u Hrabala ludzie mają tu przy ogromnej prostocie i pospolitości jakiś nieuchwytny margines niezwykłości i fantazji. Opowiadanie jest urocze, ale w transkrypcji telewizyjnej zabrakło mu nerwu dramatycznego i akcji, dłużyło się nadmiernie - mimo znakomitego wykonania i kapitalnym Tadeuszem Fijewskim na czele i całą masą wybornych aktorów w rolach pomniejszych.

BOHUMIL HRABAL - "BARON MUNCHHAUSEN"

Baron Munchhausen, słynny arcyłgarz dawnej literatury niemieckiej, doświadczał niebywałych, fantastycznych przygód. Czy jednak tylko świat przeszłości - alchemików, czarów, awanturniczych wypraw, przedziwnych intryg - może stwarzać warunki do niezwykłych przeżyć?
Bohumil Hrabal jest innego zdania. Ten współczesny pisarz czeski debiutował jeszcze przed wojną, ale potem był urzędnikiem, zawiadowcą - stacji, agentem towarzystwa ubezpieczeniowego, robotnikiem i w hutach żelaza, magazynierem w składzie makulatury i pomocnikiem technicznym w teatrze. Od r. 1962 poświęcił się znów, tym razem całkowicie, literaturze. Wydał cztery tomy opowiadań, m. in. znane w Polsce "Lekcje tańca", a także powieść "Pociągi pod specjalnym nadzorem", która odniosła sukces na ekranach kinowych.
Tak bogaty w doświadczenia i znajomość różnych środowisk, Hrabal odkrywa przed nami - mało znane peryferie codzienności. Język jego jest jędrny, soczysty, obrazowy, a świat, który pisarz ewokuje - pełen rozlicznych przygód i niebywałych trafunków losu, pozostających skądinąd w kręgu spraw najbardziej banalnych. To ludzie nadają tym sprawom i przygodom niezwykłą barwę i swoisty sens.
'Takim poetą życia jest główny bohater opowiadania "Baron Munchhausen" - pan Hanta, pracownik składnicy makulatury. W adaptacji tv gra go Tadeusz Fijewski.